O samotności oporu
„Każdy umiera w samotności” Hansa Fallady w berlińskim Maxim-Gorki-Theater
Nigdy nie należy tracić nadziei, że naprawdę dobre książki staną się kiedyś sławne. Trwa to czasem dłużej niż życie autora, ale liczy się osiągnięcie celu. Książka Hansa Fallady „Każdy umiera w samotności” jest pierwszą niemiecką powieścią napisaną po drugiej wojnie światowej, podejmującą temat oporu przeciwko Hitlerowi. Musiała ona przeczekać ponad 60 lat, aby wreszcie, po sukcesie odniesionym w roku 2009 w USA, wrócić na niemiecki rynek czytelniczy jako „wielki przebój”.
„Każdy umiera w samotności” jest ambitnym i godnym poznania dziełem literackim, opartym o autentyczne wydarzenia. Małżeństwo Hampel (w powieści Quangel) żyło naprawdę. Poza tym wiele zdarzeń z życia codziennego w Berlinie na początku lat 40tych, nie jest wymysłem autora.
Główny wątek powieści stanowi historia Anny i Otta Quanglów, którzy po utracie jedynego syna – poległego w walkach na froncie – zaczynają stawiać opór skierowany przeciwko wojennej polityce Hitlera. Ich protest nie płynie z przekonań politycznych – do śmierci syna oboje akceptują panującą sytuację i w pewnym stopniu wspierają istniejący system. Zmiana postawy jest wynikiem nagłego, prywatnego nieszczęścia. Ale to nowe zachowanie jest niezgodne z obowiązującymi normami i – jako że żyją w dyktaturze - muszą zapłacić za nie życiem.
Książka Fallady jest interesującą lekturą. Liczy jednak ponad 700 stron, co dla wielu potencjalnych czytelników może stanowić mankament. Kto więc chce szybko poznać dokładniej losy robotniczej rodziny, może skorzystać z propozycji berlińskiego teatru Maxim-Gorki-Theater. Od września 2011 nowym punktem repertuaru jest spektakl powstały na podstawie powieści Fallady. Czy jednak obejrzenie go - jako namiastki powieści - rzeczywiście się opłaca?
Sceniczny przebieg losów Quanglów odpowiada opowieści Fallady. Obok członków rodziny przedstawieni są ich ważniejsi sąsiedzi i znajomi. Także inne historie z tamtych czasów, jak nieudane próby założenia komunistycznej grupki oporu, szkalowanie i dręczenie Żydów lub podejmowane przez inne osoby próby udzielania im pomocy, działalność Gestapo, sceny z wojennego życia opryszków z marginesu społecznego, wszystko to jest wzięte z powieści autora.
Teatr Maxim-Gorki i jego nowy główny dramaturg Jens Groß mają duże doświadczenie w przystosowywaniu obszernej prozy na potrzeby sceny. Oczywiście można by dyskutować nad tym, czy redukcja dwóch czy trzech osób nie byłaby sensowna – postaci sceniczne grane są przez siedmiu aktorów obsadzanych w podwójnych i potrójnych rolach przez co widz nie zawsze może zorientować się, że ma do czynienia z zupełnie nową postacią, która jeszcze do tej pory nie pojawiła się na scenie. Także skrócenie opowieści o tragicznym końcu życia lekkoducha Enno Kluga było by pewnie korzystne, ale są to sprawy małej wagi. Jako całość, tą skróconą do roli scenicznego tekstu wersję powieści Fallady, można ocenić jako udaną.
Niestety, to, co tekstowi udaje się przenieść z powieści na scenę, niweczy - mimo bardzo dobrej gry aktorskiej wszystkich siedmiu aktorów - reżyseria. Metoda obrana przez Jorindę Dröse pasuje wprawdzie do stylu reżyserskiego cechującego liczne przedstawienia teatru Maxim-Gorki (stoi on w tradycji Franka Castorfa oraz dyrektora Maxima-Gorkiego Armina Petrasa), ale niestety nie pasuje do powieści Fallady.
Powaga i groza, jakie przepełniały tamte czasy, ale także i jaśniejsze krótkie momenty bliskości, ukryte przed okiem dyktatury, niszczone są poprzez wprowadzanie szarży aktorskich – improwizacji, odwołujących się do sytuacji z dzisiejszego życia, nie pozwalając w ten sposób na powstanie iluzji atmosfery wojennych lat, bardzo sugestywnie przedstawionych przez Falladę. Zainspirowana prawdopodobnie przez zeszłoroczny spektakl w teatrze Maxim-Gorki „Sein oder nicht sein” - czyli „Być albo nie być” w reżyserii Milana Peschela - ucieczka w płytką komedię, prowadzi do całkowicie jednostronnego przedstawiania członków SS jako rozwrzeszczanych i ograniczonych idiotów i świadczy o zupełnym niezrozumieniu metody polegającej na używaniu elementów komizmu w celu podkreślenia grozy wydarzeń, której jest pełno w powieści. „Każdy umiera w samotności” nie jest komedią, a różnica między ośmieszaniem a obnażaniem przy użyciu humoru, jeśli taka była tu intencja reżyserii – nie jest widoczna w żadnej scenie. Pełen pustych, cyrkowych szarży sposób prezentacji hitlerowców staje się bagatelizowaniem czasów faszyzmu. Także korzystanie z łączenia ról, przy tym obsadzanie mężczyzny w roli kobiecej (jako Żydówka Rosenthal) lub kobiety w roli męskiej (jako Baldur Persike) osłabiają opowiadane histrorie, odbierając im siłę wyrazu.
Cóż więc pozostaje? Wiedza, że także wśród Niemców znalazły się osoby próbujące stawiać czoła terrorowi i że były one bardzo samotne. Pozostaje też złudne wrażenie, że życie w tamtych czasach nie było aż takie złe. Nie odpowiada to prawdzie historycznej i teatr Maxim-Gorki-Theater, który jest od dawna miejscem starającym się przy pomocy licznych spektakli podejmować temat pełnej tragiki historii Niemiec, na taki spektakl po prostu nie zasłużył. Jak do tej pory, dzięki mądrze ułożonemu programowi i wprowadzeniu obok przedstawień także cyklu edukacyjnego „Geschichtsräume” czyli „Miejsce dla historii” (gdzie z kompetentnymi partnerami w oparciu głównie o powieść Jonathana Littella „Łaskawe” prowadzone są rozmowy na temat wojny - impreza jest wielkim sukcesem!) Maxim-Gorki jest miejscem odważnej konfrontacji z tym jakże trudnym dla Niemców tematem. Ten berliński teatr przywiązuje wagę do uczenia się na błędach z przeszłości. Jest ośrodkiem, który nie jest gotów przyłączyć się do jakże wygodnego trendu zapominania o minionym, „bo dawne jest w dzisiejszych czasach mało przydatne”. Szkoda więc, że nowy, scenicznie niefortunnie zrealizowany spektakl, nie dołączy do listy udanych projektów w Gorkim. Być może jednak skłoni on widzów do sięgnięcia po powieść Fallady, aby przekonać się, czy pisarz rzeczywiście przedstawił dawne czasy w tak naiwny sposób. Poza tym, nie zapominajmy, że powieść czekała 60 lat, aby stać się bestsellerem. Może to więc normalne, że jej pierwsza realizacja sceniczna nie jest natychmiastowym sukcesem.
Publikacja: Teatr dla Was 2011