Teatr tomorrow?
Utwory dramatyczne Konradina Kunze
Jedna jaskółka wiosny nie czyni, mówi przysłowie. Ale z drugiej strony każdy styl lub kierunek wydarzył się kiedyś po raz pierwszy i nikt wtedy jeszcze nie wiedział, że znajdzie licznych naśladowców. W dniu dzisiejszym trudno jest zawyrokować, czy sztuka Konradina Kunze „foreign angst” („foreign strach”) będzie początkiem nowego gatunku utworów teatralnych w Europie. Wiele przemawia za taką możliwością.
W programie, wydanym przez berliński Stückemarkt 2011, imprezę towarzyszącą najważniejszemu festiwalowi teatralnemu w Niemczech: Berliner Theatertreffen (Berlińskim Spotkaniom Teatralnym), Iris Laufenberg opisała „foreign angst” następująco:
Podupadły hotel w małym miasteczku, położonym na obszarze, w którym panuje wojna, daleko od stolicy. Młody mężczyzna z plecakiem i kamerą. W swoim kraju śledził w mediach relacje o „interwencji wojskowej”, której ofiarami niemieckich żołnierzy i lokalnej policji była ludność cywilna, wśród nich także dzieci. Postanowił więc wybrać się tam, aby zbadać sprawę. W holu hotelu podaje się za reportera. Spotyka tam pijącą dżin pracowniczkę służby sanitarnej, która stacjonuje gdzieś w okolicy, w obozie dla uchodźców. Poza nią w hotelu są jeszcze tylko portier i jego dorastająca córka. Jak sugeruje tytuł sztuki, bohaterowie „foreign angst” porozumiewają się ze sobą przy pomocy mieszaniny z niemieckiego, łamanego angielskiego lub miejscowego dialektu pachto, w przypadku rozmów portiera z córką. Z tego językowego galimatiasu powstaje koszmar, na który składają się niejasno formułowane intencje i nieporozumienia. Rozgrywający się z dala od rodzinnych stron głównego bohatera thriller mógłby równie dobrze nazywać się „german angst”, gdyż jego część stanowią niepokoje młodego dziennikarza. Niespodziewana choroba przykuwa go do hotelowego łóżka, jego sprzęt operatorski zostaje skradziony, w oddali słychać strzały – właściwa misja coraz bardziej się oddala. Pod koniec tego napędzanego strachem ciągu koszmarnych przeżyć, młodzieniec zabarykadowuje się w swoim pokoju i czeka z gotowym do strzału kałasznikowem, na który wydał wszystkie pieniądze.
Sztuka „foreign angst” jest jednym z pięciu finałowych utworów konkursu zorganizowanowego przez Stückemarkt. Obok Konradina Kunze zwycięzcami w nim byli również Małgorzata Sikorska-Miszczuk ze sztuką „Burmistrz”, Dimitrij Gawrisch z „Brachland” („Ugór”), Juri Sternburg z „Der Penner ist schon wieder woanders” („Menel już znowu gdzieś sobie poszedł”) i Mario Salazar z „Alles Gold was glänzt” („Wszystko złotem co się świeci”). Poza sztuką M. Sikorskiej-Miszczuk wszystkie inne utwory są tekstami niemieckojęzycznymi. Jednakże dzięki zmienionym przed kilku laty regułom konkursu, także artyści piszący w innych językach mogą brać w nim udział. Ta decyzja organizatorów wynikła z chęci poszerzenia artystycznego horyzontu i wzbogacenia Spotkań o perspektywy twórcze wychodzące poza niemiecki krąg. Otwarcie rodzimej kultury na Europę jest ważnym sygnałem akceptacji Unii Europejskiej wysyłanym przez niemiecki teatr.
Inną tendencją, dostrzegalną w świecie niemieckiej literatury i sztuki jest coraz wyraźniejsze występowanie w niej elementów wielokulturowych. Piszący po niemiecku i władający z dużym mistrzostwem tym językiem pisarze pochodzą coraz częściej z rodzin, w których obok niemieckiego egzystują inne języki. W swoich domach autorzy ci są nierzadko pierwszym pokoleniem, dla którego niemiecki stał się językiem ojczystym. W ich utworach siłą rzeczy pojawiają się więc nie tylko „rodzimi” Niemcy, ale także i cudzoziemcy, mający specyficzne problemy. Istnienie tego trendu unaocznia tegoroczny skład finalistów Stückemarktu: Juri Sterburg (pochodzenie niemiecko-rosyjskie), Mario Salazar (pochodzenie niemiecko-chilijskie) i Dimitrij Gawrisch (pochodzenie ukraińskie, obywatel Szwajcarii). Sukces tych młodych autorów pozwala nawet na mówienie o dominacji pisarzy o nie-wyłącznie-niemieckim pochodzeniu, przynajmniej w ramach tegorocznego festiwalu. Biorąc pod uwagę fakt, że na ostateczne decyzje o przyznaniu nagród w konkursach ma pewien wpływ także panująca polityka kulturalna, nie sposób nie zauważyć, że w przeciwieństwie do silnych społecznych tendencji, dążących do wykluczenia cudzoziemców z współuczestnictwa w życiu Niemiec (najbardziej znana z nich to kampania związana z książką Thilo Sarrazina), niemieckie środowiska kulturalne reagują w sposób otwarty na obecność cudzoziemców i chętnie przejmują od nich to, co z punktu widzenia sztuki jest „najlepsze i najciekawsze”, nie dając się zwariować głosom przestrzegającym przed skutkami „obcych wpływów” na rodzimą tradycję.
Dalszą nowością na drodze czynienia własnej kultury bardziej europejską, a może nawet bardziej światową, jest tendencja do podejmowania problematyki wykraczającej poza własny kraj i zajmowanie się sprawami świata. Christoph Schliengensief, Roland Schimmelpfennig, Lukas Bärfuss i inni to autorzy, których dzieła liczą się w niemieckim teatrze. Także dramaty młodego artysty Konradina Kunze należą do tej grupy. Jednakże Kunze posuwa się jeszcze o krok dalej i do merytorycznego otwarcia na świat dodaje także eksperymenty formalne na płaszczyźnie językowej. Efekty tego są szczególnie ciekawe w przypadku nowej sztuki autora, tej, która trafiła do finału Stückemarkt. Zaznajomienie z nią szerszych kręgów publiczności jest kolejną zasługą festiwalu a uznanie, jakie „foreign angst” znalazła dzięki obecności na forum, cieszy. Sztuka będzie miała premierę w nadchodzącym sezonie teatralnym 2011/12 na deskach scenicznych w Wiesbaden.
Dramat Kunzego podejmuje problem, który jest interesujący nie tylko dla Niemców. Ponoszenie odpowiedzialności za to, co jest czynione w imieniu każdego z nas, to temat uniwersalny i szczególnie aktualny w przypadku nowej konstrukcji politycznej, jaką jest Unia Europejska ale także odnośnie innych międzynarodowych przymierzy. Wspólne działania polityczne UE, pomoc humanitarna świata Zachodu albo przeprowadzane w wielu regionach akcje Nato, to sprawy, które bezpośrednio lub pośrednio dotyczą wszystkich. Dalszymi kwestiami są przyczyny ingerencji w wewnętrzne konflikty innych krajów oraz problematyka rzetelnego zdawania relacji z przebiegu samych działań. Także sam fakt interesowania się owymi tematami, gotowość ich śledzenia i ocenianie sytuacji to ważne punkty poruszane w „foreign angst”. Kunze omawia je bez wytykania palcem i pouczania widza. Zwraca uwagę, co za sprawą naszej polityki dzieje się gdzie indziej, pobudzając do dalszych rozmyślań. Temat utworu dotyczy w jednakowym stopniu każdy z krajów członkowskich UE i mimo że młody dziennikarz u Kunzego jest Niemcem, bez trudu można go także umiejscowić w Polsce, Francji czy innym kraju.
Szczególnie ważnym elementem dramatu jest jego język, który nierzadko staje się motorem akcji. Autor rezygnuje z dotychczasowej tradycji, czyli wyłącznego używania mowy ojczystej w utworze, na rzecz wielojęzykowości. Zmiany następują w zależności od partnerów rozmowy z niemieckiego na angielski i pachto – dialekt pasztuńskiego używany w Pakistanie i Afganistanie. To nowatorskie czerpanie z istniejących, ale jak dotąd prawie nie stosowanych w literaturze teatralnej możliwości pasuje bardzo dobrze do treści dramatu. Niezrozumienie, mające miejsce czasami już w samym procesie komunikacji słownej, prowadzi do konfliktów. Chociaż w pierwszym momencie może się wydawać, że wielojęzyczność będzie barierą dla publiczności, w praktyce szybko okazuje się, że lęk ten jest niepotrzebny. Nawet przy słabej znajomości angielskiego, dość łatwo jest zrozumieć toczącą się akcję. Nieliczne sceny w pachto można przy pomocy prostych środków technicznych zaopatrzyć w tłumaczenie, ale nie jest to wcale konieczne. Bohater dramatu także nie rozumie toczącego się obok niego w pachto dialogu, więc pozostawiając rozmowę w jej oryginalnej formie stawia się publiczność w takiej samej sytuacji, w jakiej znajduje się bohater. Wracając do angielskiego – interesujące jest tu odkrycie, jak bardzo popularny w codziennych sytuacjach stał się na świecie ten język, parę haseł wystarcza do komunikacji pomiędzy obcymi.
Warto jest postawić pytanie, czy ten eksperyment teatralny nie jest rzeczywiście drogą przyszłości międzynarodowego teatru. Oczywiście nie chodzi tu o zastąpienie teatrów narodowych, ale o możliwość stworzenia obok nich uniwersalnego typu, który może znajdzie w kulturze EU – a może także świata - swoje miejsce. Teatr tego rodzaju prawdopodobnie nie uzyska aż takiej popularności jaką osiągnęły dżinsy, ale niewykluczone jest, że znajdzie wielu zwolenników. Coraz większe zbliżenie i wzajemne powiązania licznych krajów świata, wynikające z tego uczestnictwo w tych samych sprawach i problemach, ale także popularność podróży i coraz lepiej rozwinięty system wielokulturowej komunikacji przemawiają za potrzebą teatru w formie, w jakiej uprawia go Konradin Kunze. Poza tym last but not least: teatr może aktywnie współuczestniczyć w różnych obywatelskich dyskusjach – nie zostawiając wszystkiego jedynie w rękach polityków.
Publikacja: Dziennik Teatralny 30.8.2011