Z Krakowa do Berlina – teatralna podróż kolejowa

Codziennie rano pociąg Intercity „Wawel” relacji Kraków-Berlin opuszcza peron krakowskiego dworca, aby po wielu przystankach, 529 kilometrach i ponad dziesięciu godzinach jazdy, dojechać do dworca w stolicy sąsiadów. Dla miłośników kolei i przygód jest to nierzadko pełna przeżyć wyprawa, w czasie której pewne jest jedynie, że kiedyś dotrze się do celu. Być może właśnie owa otwartość i nieobliczalność tej podróży zainspirowały Renatę Kopyto i Armina Petrasa do połączenia jej z przygodą, jaką niesie z sobą teatr. Owocem tego pomysłu stał się ponad dziesięciogodzinny teatralny pokaz-performance, który odbywał się zarówno w wagonach pociągu jak i na peronach, w czasie postoju ekspresu na stacjach.

11 czerwca, na krakowskim dworcu powitały odjeżdżających o 7.30 do Berlina dźwięki orkiestry dętej i życzenia dobrej podróży. Wśród żegnających nie zabrakło samego cesarza Austro-Węgier Franza Josefa, zwiastującego niecodzienność tego z reguły normalnego kolejowego kursu. Do zwykłego składu pociągu dołączone zostały dodatkowo cztery „teatralne” wagony, w których zajęli miejsce aktorzy, organizatorzy i obserwatorzy projektu (widzowie i przedstawiciele mediów). Odbywające się na tej powierzchni liczne „eventy” nie były jednak imprezą zamkniętą i zwykli podróżni z pozostałej części składu mogli także dołączyć do ścisłego grona. W programie „Krakow-Berlin-XPRS” znalazły się między innymi sceny teatralne, czytania, projekcje filmowe, występy muzyczne, pokaz mody, prezentacja kucharska, kurs tańca na siedząco, konkursy i zabawy, szkolenie w regułach zachowania w wolno jadącym pociągu i temu podobne. Dalszą część stanowiły występy lub prezentowane na peronach instalacje czy wystawy, przygotowane przez lokalne teatry, grupy amatorskie, kółka taneczne i sportowe, chóry i orkiestry. Często podejmowano tematy związane z kulturalną przeszłością i teraźniejszością obszarów, przez które wiodła trasa podróży, czyli z habsbursko-niemiecko-polską historią.

Poza ustalonym początkiem i końcem programu nie była przewidziana żadna określona dramaturgia i powstałe tak przedstawienie przybierało dla każdego widza trochę inny, kalejdoskopowy, obraz. Wśród elementów znalazły się: tekst Armina Petrasa „Meine Großmutter ist neu und warum ich Sümpfe mag” (Moja babcia jest nowa i dlaczego lubię bagna) opowiadający o polsko-niemieckich uwikłaniach wojennych, zaprezentowany przez dwoje berlińskich aktorów Hilke Altefrohne i ubranego w mundur oficera wehrmachtu Andreasa Leupolda oraz teksty Michała Olszewskiego, historie o pociągu, środku transportu przepędzanych i niekiedy wielokrotnie przesiedlonych. W Katowicach można było obejrzeć pokaz współczesnej mody. W Zabrzu miało miejsce spotkanie z premierem Francji Charlesem de Gaulle’m, który przybył w 1967 z wizytą państwową do dawnego Hindenburga, wygłaszając: „Niech żyje Zabrze, najbardziej śląskie ze śląskich miast, a więc najbardziej polskie z miast polskich”, ku radości rządu w Warszawie i oburzeniu przedstawicieli NRF-u. W Gliwicach słychać było wołania Wojna! Wojna! wykrzykiwane w tłumie przez sprzedawców gazet, rozrzucających ulotki z datą 1 września 1939, aby przypomnieć o rzekomo polskim napadzie na niemiecką stację radiową w Gleiwitz, będącym prekekstem Hitlera do rozpoczęcia wojny. Teatr Nowej Sztuki z Gliwic pokazał tu także fragmenty przedstawienia na podstawie utworu „Meine erste Polka” (Moja pierwsza polka) Horsta Bieneka. Zespół ludowego tańca w Opolu powitał przejezdnych wiązanką tańców regionalnych. Ubrana w historyczne kostiumy grupa teatralna z Legnicy, uzbrojona w rosyjskie kałasznikowy napadła na pociąg, aby obdarować siedzących w nim pasażerów wódką i kiełbasą. Także w Węglińcu zatroszczono się od serca o podróżnych, przyjmując ich nie tylko duchową strawę w postaci poloneza, pieśni chóru i wystawą na temat kolei, ale także przekazując A. Petrasowi wielki kosz z pierogami i częstując wszystkich kawą i domowym ciastem. Dzięki wymianie lokomotywy, postój w Węglińcu potrwał dłużej i można było rozprostować nogi na peronie. Także Cottbus zdecydował się na połączenie zabawy z historią. Z pustych pudełek Nivea można było budować różnej wielkości przedmioty, wspominając tak żydowskiego aptekarza z Gleiwitz, Oscara Troplowitza, wynalazcy kremu Nivea, samoprzylepnego plastra i szminki wazelinowej.

Puntualnie o 17.44 pociąg przyjechał do Berlina. Wieczorne przedstawienie „Być albo nie być” w Teatrze Maxim-Gorki Theater oraz piwo w ogrodzie teatru były finałowymi akcentami ruchomego geograficznie przedstawienia. Nie należy przemilczać faktu, że obok wspaniałych przeżyć, można było zebrać doświadczenia, co zrobić w przyszłości inaczej. Nienastawieni na zamieszanie i nie poinformowani o wydarzeniu teatralnym zwykli podróżni, nie zawsze byli zachwyceni zastaną sytuacją. Teamy lokalnych ośrodków telewizyjnych zakłócały rytm widowiska, wpadając do pociągu i wykonując swoją pracę bez pardonu, czyli tak, że obecni nie mogli w tym czasie już nic więcej zobaczyć. Nie pomyślano także o rozwiązaniu problemu bariery językowej, która nie zawsze dawała się przeskoczyć. Ale podsumowując, dużo więcej znalazło się po stronie plusu i powtórzenie pomysłu – na tej samej czy też innej trasie – jest godne rozważenia. Z pewnością łatwo będzie znaleźć i po polskiej i po niemieckiej stronie dalszych chętnych do wzięcia w nim udziału jako wykonawcy czy widzowie. Proponujemy więc organizatorom nie zaprzestawać na dokonanym. Teatr i pociąg mają przyszłość w Europie.

Publikacja: Teatr dla Was, 2011, Dziennik Teatralny 12.8.2011