Niemiecki autor roku 2010 Nis-Momme Stockmann i jego sztuka „Statek nie przypłynie“ („Kein Schiff wird kommen“)
Młody autor otrzymuje zamówienie na nową sztukę teatralną. Honorarium jest pewne, zleceniodawca czeka. Temat jest jasny: sztuka ma dotyczyć upadku muru berlińskiego. Trzeba tylko usiąść, napisać tekst i oddać w ustalonym terminie. Czas na wykonanie pracy nie jest długi, ale poza tym, czy - jako dopiero rozpoczynający karierę artysta - można mieć więcej szczęścia?
Cóż jednak robić, kiedy po krótkiej chwili euforii nagle okazuje się, że autor nie ma nic oryginalnego do powiedzenia na zadany temat? W chwili upadku muru był jeszcze dzieckiem, mieszkał z rodzicami na wyspie Föhr na Morzu Północnym i wydarzenia sprzed dwudziestu lat nie utkwiły mu w pamięci. Uczył się o nich dopiero później z podręczników w szkole.
Szukając pomocy w rozwiązaniu problemu, autor wraca na miejsce, w którym przebywał jesienią 1989 roku, na Föhr. Ojciec cieszy się z odwiedzin, ale skomplikowany związek między nim a synem wystawiony zostaje tym razem na ciężką próbę. Szukając razem przeszłości, znajdują w niej więcej historii rodzinnej niż śladów wielkich wydarzeń. Wspólne wspominanie nie prowadzi do happy endu. Pożegnanie jest gorzkie. Syn napisze wkrótce sztukę-historię rodzinną i będzie dumny z tego, że nie wykonał przyjętego zamówienia. Wybierze wolność artysty a nie dyktat rynku sztuki.
Dramat Nisa-Momme Stockmanna jest bardzo wyrafinowanym dziełem o upadku muru berlińskiego. W pierwszej chwili chciało by się nawet zaprzeczyć, że dotyczy on tego wydarzenia: słynna ściana nie pojawia się przecież ani na chwilę w sztuce. Zamiast tego podjęte są inne wątki: dramat rodzinny, ostra krytyka rynku i handlu sztuką oraz sprawa wolności artysty na początku XXI wieku. Mimo wszystko „Statek nie przypłynie” jest także sztuką dotyczącą ustalonego tematu. Sztuką napisaną wbrew oczekiwaniom i zapotrzebowaniom rynku. Stockmann ma odwagę powiedzieć głośno, że „król jest nagi”. Autor stawia w centrum dorosłe pokolenie, które nie przeżyło tamtejszych czasów świadomie i dlatego nie ma dla niego różnicy między zakończeniem drugiej wojny światowej i upadkiem muru – oba wydarzenia są jedynie suchymi datami z książek historii. Stockmann odsłania także jeszcze inny, niechętnie ujawniany fakt. Wielu Niemców starszego pokolenia, zapytanych dzisiaj o jesień 1989, twierdzi, że był to najważniejszy i najszczęśliwszy moment w ich życiu. Nie mówią prawdy. Oczywiście, przyjęli przed dwudziestu laty z zadowoleniem wiadomość o otwarciu granicy NRD, tak jak z przyjemnością słucha się w dzienniku o upadku dyktatury w każdym kraju na świecie. Ale wtedy, przed laty, drobne wypadki dnia codziennego były dla nich często ważniejsze niż wielka historia. Dzisiaj jednak nie chcą o tym pamiętać. Wolą myśleć, że wtedy wiedzieli, że obóz socjalistyczny rozpadnie się i Niemcy się zjednoczą. Historia, opowiadana zaczynając od jej końca, jest inna niż historia trzymająca się chronologicznego biegu wydarzeń i pozwala się też inaczej interpretować. Czyniąc wersję oficjalną swoją własną, wielu Niemców zalicza się do zwycięzców, nawet jeśli nie brali udziału w poprzedzającej sukces walce.
Od jesieni 2009 Nis-Momme Stockmann jest w Niemczech autorem numer 1. Główne czasopismo teatralne „Theater Heute” mianowało go najlepszym młodym autorem roku 2010. Teatry walczą o jego sztuki i na biurku artysty piętrzą się liczne umowy i zamówienia. Największym zwycięzcą jest obecnie Schauspielhaus we Frankfurcie nad Menem, któremu udało się zaangażować Stockmanna do roku 2012 jako autora-rezydenta. Schauspielhaus mógł dzięki temu wystawić już dwie sztuki: w styczniu 2010 „Błękit doskonały” („Das blaue blaue Meer”) i w listopadzie 2010 „Przestraszeni i brutalni” („Die Ängtlichen und die Brutalen”). Ale także do ponownego wystawiania utworów młodego autora jest kolejka: po Stuttgarcie, październikowa premiera „Statku” w Deutsches Theater cieszy się dużą popularnością w Berlinie i wkrótce nastąpią kolejne pokazy na innych scenach w kraju.
Co fascynuje u Stockmanna? Jest to autor, który umie wszystko: budować ciekawe historie, które podejmują wielkie dramaty ludzkie i jednocześnie przedstawiają szczegółowo pełne humoru sytuacje. Stockmann ma własne spojrzenie na świat i nie boi się odmienności. Nie interesują go zwycięzcy, ale właśnie ludzie przegrani, ci, którym nagle się nie układa, których złamały ciosy losu. Wartości autora nie są wartościami dzisiejszego kapitalistycznego świata, to nie sława, pieniądze i wygodne życie są symbolami szczęścia i Stockmann mówi otwarcie, że życie i stosunki ludzkie są skomplikowane i nie mogą być pasmem sukcesu. Także odwaga autora, aby powiedzieć prawdę prosto w oczy, nawet jeśli jest trudna do zniesienia i aby zajmować się wnikliwie sprawami, które sprawiają ból, jest godna podziwu, tym bardziej, że Stockmann posiada dar konstruowania miłych i zabawnych dialogów, które na pewno wystarczyłyby, aby stać się ulubieńcem dużego kręgu publiczności. Stockmann jest wspaniałym gawędziarzem i potrafi z codziennych drobnych zdarzeń, jak np. nuda podczas płynięcia promem na wyspę Föhr uczynić opowieść, której się tak łatwo nie zapomni. Ale także miłośnicy głębi, filozoficznej refleksji i psychologii w stosunkach międzyludzkich znajdą w sztukach dużo materiału do rozmyślań. Może to właśnie uniwersalność jest tajemnicą obecnego sukcesu autora. Nie należy jednak zapominać: Stockmann jest autorem pięciu bardzo dobrych dramatów i ma przed sobą jeszcze wiele lat pracy twórczej. Na końcową klasyfikację i wielkie podsumowania jest dzisiaj stanowczo za wcześnie i na pewno krytyka i publiczność przeżyją niejedno zaskoczenie. Może już następny, najnowszy tekst „Wynajem”, który zostanie pokazany 25-26 listopada w ramach prezentacji „Focus on Mitos 21” w Teatrze Starym w Krakowie, odsłoni nowe, nieznane jeszcze oblicze artysty? Pewne jest, że statku Stockmanna nie należy zmuszać, aby przybił do portu, trzeba mu życzyć, żeby pływał jak najdłużej po pełnym morzu.
Publikacja Teatr dla Was 2010