Berlin: Autorentheatertage / Dni Autorów Teatralnych 2017

Tegoroczne, siódme z kolei berlińskie Autorentheatertage, które odbyły się w dniach 10-24 czerwca, były słabszą edycją od poprzednich. Tym razem uświetniało je niewiele liczących się nazwisk, jeśli pominąć Elfriede Jelinek z niestety mało ciekawą i żonglującą wybranymi przypadkowo fragmentami jej tekstu „Wściekłość” inszenizacją z Deutsches Theater, teatru organizującego festiwal, oraz Armina Petrasa, który zrealizował w lipskim teatrze Schauspiel Leipzig bardzo dobrą teatralną adaptację powieści Lutza Seilera „Kruso”. Ta ostatnia odpowiadała jedynie częściowo założeniom festiwalowym, mającym na celu lansowanie najlepszych oryginalnych utworów dramatycznych danego sezonu, gdyż trudno jest uznać opracowanie „Kruso” za samodzielny dramat autorski. W roku 2017 przeważały nowe, mało znane nazwiska autorów obdarzonych pisarskim talentem, ale jeszcze niesprawdzonych w świecie teatralnym i mających na swoim koncie skromny dorobek artystyczny w dziedzinie dramaturgii. Obiekcja ta je jest o tyle znacząca, że zaprezentowane teksty zdawały się często stanowić jedynie słowny podkład do przedstawień, zamiast tworzyć samoistne dzieła teatralne.

Na tym tle wyróżniały się dwa spektakle z Wiednia podejmujące temat kondycji Europy. Stanął on w centrum projektu z Burgtheater zatytułowanego „Ein europäisches Abendmahl” („Europejska wieczerza”), do którego teksty napisało pięć znanych autorek, oraz w przedstawieniu Schauspielhaus Wien o zawiłym tytule „Diese Mauer fasst sich selbst zusammen und der Stern hat gesprochen, der Stern hat auch was gesagt” („Ten mur sam się streszcza a gwiazda wypowiada, gwiazda też coś opowiada”) Miroslavy Svolikovej, urodzonej na Słowacji i wychowanej w Austrii młodej dramatopisarki, której aż dwa utwory znalazły się w programie tegorocznego festiwalu.

Terézia Mora, Efriede Jelinek, Nino Haratischwili, Sofi Oksanen, Jenny Erpenbeck „Ein europäisches Abendmahl”

Na tekst spektaklu złożyły się monologi autorstwa pięciu znanych pisarek: Terézii Mory, Elfriede Jelinek, Nino Haratischwili, Sofi Oksanen i Jenny Erpenbeck, tworzących (poza Oksanen) w języku niemieckim i posiadających (z wyjątkiem Mory) duże doświadczenie teatralne. Projekty powstające z udziałem kilku autorów to z reguły zamierzenia niespójne, kalejdoskopowe kompilacje, niepozbawione dowolności. Tym razem jednak pomysł złożenia w jedną całość odrębnych wizji dał udany efekt końcowy. Sztuka jest odzwierciedleniem obecnej sytuacji w Europie, obrazuje niezgodność poglądową mieszkańców Unii Europejskiej, wypływającą z lęków przed przyszłością oraz rozbieżnych oczekiwań jej członków. Należy tu od razu zaznaczyć, że tytułowa wieczerza nie odbywa się w żadnej ze scen – co świadczy o tym, jak daleka jest jeszcze zdaniem autorek droga do osiągnięcia zbliżenia. Optymistycznym akcentem jest jedynie dodany przez reżyserkę Barbarę Frey bezsłowny obraz końcowy, w którym bohaterki wszystkich scen zajmują miejsca obok siebie przy postawionym prowizorycznie, jeszcze pustym stole, sugerując tak, że do porozumienia i wspólnej przyjaznej rozmowy może dojść jeszcze kiedyś w przyszłości.

Autorki tekstów wykorzystują formę monologu i tworzą światy pojedynczych postaci o różnych poglądach, odmiennych losach, doświadczeniach i innych postawach życiowych. Przy kreowaniu bohaterek odgrywały zapewne pewną rolę nie tylko twórcza wyobraźnia, ale także osobiste kompetencje pisarek (Haratischwili pochodzi z Gruzji, Mora wyemigrowała z Węgier, a Oksanen jest Finko-Estonką). Monologi są wycinkami rzeczywistości, subiektywnymi zapatrywaniami na świat. Te etiudy nie dążą do stworzenia panoramy, ani do przeprowadzenia rzetelnej analizy sytuacji w Europie. Zdają się one kierować uwagę na poglądy pomijane przez politykę, reagować na niewygodne opinie zwykłych ludzi, przy czym powiązanie ich z konkretnymi życiorysami objaśnia w pewnym stopniu powody gwałtownego wzrostu ksenofobii u postaci, a wyeksponowanie niektórych wypowiedzi zachęca do podjęcia dyskusji na ich temat.

Mari, bohaterka tekstu Terézii Mory, pochodzi ze wschochodniej Europy i jest od dawna obywatelką Zachodu. Powodem jej emigracji była chęć prowadzenia wolnego życia. Swój życiorys Mari opowiada krótko: po latach nielegalnego pobytu jej życie się unormowało, gdy stała się posiadaczką „właściwego” paszportu i żyje obecnie w stabilnym komforcie, a córka studiuje w USA. Z inicjatywy córki Mari angażuje się nieco w sprawy uchodźców pomagając raz w tygodniu Hamidowi, z którym ćwiczy naukę nowego języka. Hamid stara się o azyl i podaje za Syryjczyka, w co Mari nie wierzy, gdyż dzięki podróżom jest obeznana z wieloma kulturami, osobiście nie potępia jednak strategii Hamida, rozumiejąc, że „jeśli twój paszport cię nie chroni, a nawet przeciwnie, stanowi dla ciebie zagrożenie, to lepiej jest się go pozbyć”. Stosunek Mari do uchodźców jest liberalny - pamięta dobrze własną historię - ale jej gotowość pomocy ogranicza się wyłącznie do czynności, która w żaden sposób nie ogranicza jej dotychczasowej wygody. Cotygodniowa godzina spędzana z Hamidem sprawia wrażenie sposobu zapełniania nadmiaru wolnego czasu.

W innej sytuacji życiowej znajduje się postać z monologu Nino Haratischwili. Marusja, która przybyła na Zachód przed około dwudziestu laty z jednego z krajów byłego Związku Radzieckiego, ma coraz mniej bogatych prywatnych klientek, dobrze wynagradzających jej pracę. Dlatego sprząta dodatkowo w państwowych instytucjach, między innymi w ośrodku dla uchodźców. Jej poglądy na temat przybyszów wypływają z jej niepewnego statusu pobytowego, nieznajomości szczegółowych przepisów prawnych i zazdrości („dlaczego nie mogą tu posprzątać sami?”) a także poczucia zagrożenia, gdyż nowi będą stanowić wkrótce konkurencję na rynku pracy. Te sądy, przemieszane z brakiem wykształcenia, przywiezionym z rodzimego kraju lekceważeniem dla ludzi stojących nisko w hierarchii społecznej i wrażeniem, że tubylcy tracą zainteresownie jej osobą, prowadzą do nienawistnych tyrad pod adresem muzułmanów. W swoim rosnącym gniewie Marusja planuje pozbycie się nowych „natrętów” i gotowa jest nawet ich otruć, aby obronić swoją pozycję.

Sofi Oksanen rozszerza perspektywę i kieruje uwagę na kraje w sąsiedztwie Unii: Ukrainę i USA. Tym razem monologi wygłaszają dwie bohaterki Daria i Mary, których wypowiedzi i losy przeplatają się ze sobą, ale nigdy nie stykają się bezpośrednio. Marząca o dzieciach, bezpłodna Mary wykorzystuje szansę taniej i omijającej niejedną przeszkodę prawną oferty ukraińskiego biura, aby uzyskać potomstwo za pośrednictwem młodych ukraińskich kobiet. Jej wybór pada na studentkę Darię, dla rodziny której nawet niewielka suma dolarów jest ważną pozycję budżetową. Historia Darii i Mary to opowieść o współczesnej wymianie usług, szczególnie korzystnej dla bogatszej strony, szczególnie ryzykownej dla biednej. W tym kontekście starania Unii Europejskiej wprowadzania równości prawnej dla członków jej obszaru są ważnym zabezpieczeniem, a ułatwienie dostępu do szerszych możliwości niesie perspektywy, które w globalnym świecie nie są wcale oczywistością.

Dwie pozostałe pozycje to historie rodowitych mieszkanek Zachodu. Kobieta z Austrii jest bohaterką monologu Elfriede Jelinek przypominającego stylowo dotychczasowe teksty austriackiej autorki i zarazem różniącego się nieco od nich. Tym razem ze słownej płaszczyzny wybijają się niczym hasła pojedyncze słowa i to one (a nie całe zdania czy pasaże) są nośnikiem głębszych treści. W wypowiedzi Kobiety z Austrii nie brakuje niezadowolenia i ogólnikowych podejrzeń skierowanych pod adresem uchodźców, ale rosnący strach bohaterki wypływa przede wszystkim ze świadomości, że potrzebujący pomocy przybysze są w Europie źle traktowani. Jelinek nie unika drastycznych porównań i zestawia sceny związane z przewożeniem uchodźców z opisami transportu hodowlanej trzody lub porównuje przebieg procesów handlu towarami w kapitalistycznym systemie rynkowym z obchodzeniem się z niechcianymi tu ludźmi. Kobieta z Austrii przygląda się też metodom biurokratycznego zarządzania starającymi się o azyl i wyrafinowanym sposobom uniemożliwiania im znalezienia dla siebie miejsca, gdzie mogliby się osiedlić. Jest pewna, że Europejczycy będą musieli ponieść w przyszłości konsekwencje za te czyny, ale sama jest zdolna jedynie do słownej krytyki. Dba przy tym o odsunięcie od siebie odpowiedzialności i kończy swój wywód słowami „róbcie co chcecie”.

Na zakończenie pojawia się Kobieta w Bikini Jenny Erpenbeck. Jest obezwładniona lękiem przed atakami terrorystycznymi, które mogą się wydarzyć wszędzie oraz przed możliwą napaścią na plaży, jeśli będzie się opalać tam w kostiumie bikini. Wykształcona i poinformowana nie tylko powierzchownie spogląda wnikliwiej na wydarzenia i nie przemilcza roli europejskiego kolonializmu w dzisiejszych polityczno-gospodarczych warunkach panujących w państwach w Afryce. Wie także dobrze, że współczesny europejski handel bronią sprzedawaną również do dyktatur ma swój udział w wojnach i kryzysach różnych regionów świata. Ale czy jednostka powinna poczuwać się do odpowiedzialności za czyny, zwłaszcza te dawne, jej reprezentantów? Stawiane przez nią pytania: „Co mnie obchodzi cholerny ogród von Lüderitza?/ Czy to moja wina, że nie mógł uprawiać ogórków w Brandenburgii” oraz „Dlaczego to ja muszę po 150 latach odpowiadać za ogród von Lüderitza?” są próbą odsunięcia od siebie odpowiedzialności, podobnie jak to robiła Kobieta z Austrii Elfriede Jelinek. Kobiecie w Bikini nie udaje się jednak przejść do porządku dziennego wobec nieszczęść, nawet jeśli dzieją się poza jej światem. Nie potrafi zasklepić się w dobrobycie i kontynuować wygodnego życia. Wizje bombardowanych miast w Syrii czy Iraku prześladują ją podczas urlopów w Wenecji, Paryżu czy Berlinie, gdzie w jej wyobraźni domy stojące koło niej na ulicach zamieniają się w gruzy, wśród których jest pełno ofiar. Dlatego postanawia stawić czoła rzeczywistości i podjąć wysiłki w celu zmiany: „Nie, nie mogę spać / Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie / Jakieś rozwiązanie, jakieś rozwiązanie”.

„Ein europäisches Abendmahl” złożony z prostych, po części realistycznych, po części psychologicznych monodramów jest ambitną wypowiedzią artystyczną i utworem zaangażowanym w aktualne problemy, zwróconym na sprawy polityczne bez stawiania ich na pierwszym planie.

Miroslava Svolikova „Diese Mauer fasst sich selbst zusammen und der Stern hat gesprochen, der Stern hat auch was gesagt”

Zupełnie inaczej spogląda na sprawy Unii Europejskiej Miroslava Svolikova. Jej pełna humoru groteskowo-absurdalna, polityczna farsa to fantazyjna wizja rozpięta pomiędzy przeszłością, przyszłością i dniem dzisiejszym. Trzy (młode) postaci pojawiają się na umówionym miejscu, z sitkami w ręku. Każda z nich otrzymała wiadomość, że to właśnie ona wygrała konkurs. Teraz liczą na bliższe informacje, w jakim konkursie wygrały i co będzie ich przyszłym zadaniem. Wkrótce towarzyszy im Hologram, który oprowadza je po (zamkniętym) muzeum (Unii) i pokazuje tam dziwne przedmioty: długopis (ważny i niebezpieczny przyrząd do pisania i wybijania oczu w dawnych czasach), szklankę (rozbitą), kawałek plastiku (zatruwający otoczenie), okrągły stół (do wykrzykiwania frustracji), talerz z serami (degustacja surowo zabroniona), kamień (który przebiera się potem za mur), ślinę (wykonującą piruety) i nieśmiałą instytucję. Niektóre eksponaty wtrącają się do prezentacji, a Gwiazda (ostatnia gwiazda z unijnej flagi) przerywa stale Hologramowi, aby opowiedzieć swoje sny o wspólnocie i podzielić się znalezionym niedawno w przepisie kucharskim przesłaniem: Musicie trzymać się razem. Czy to wszystko jest szkoleniem dla młodych, aby „ratować onion”? Kim są postaci? Kto i po co kazał im przynieść sitka? Czy wszystkim kieruje Big Brother? Ciągle pojawia się też sprzątaczka: przekonana że jest z zawodu reżyserem peroruje o regułach sztuki i żąda przewodniego wątku. Przedstawia też piwnicę z bronią.

Svolikova konstruuje doskonałe zamieszanie, dezorientując w równym stopniu postaci utworu jak i odbiorców. Tożsamości ludzi i przedmiotów ożywionych nakładają się na siebie, ulegają ciągłej zmianie, albo pozostają abstrakcyjną tajemnicą. Autorka nie dąży do jednej spójnej historii, bawi się wątkami rozbiegającymi się w różne strony, jej chaos zaskakuje i pobudza do śmiechu. W miejsce akcji na czoło wysuwa się mowa – monologi od sensu do bezsensu i meta-sensu, od (dobrych) „zamierzeń” jest tylko krok do „zamieszek”. Utwór dotyka płaszczyzny społecznej i zarazem interesuje się konstrukcją dramatu nawiązując tak do sztuk Pirandella. Bliski utworom Włocha jest również udział postaci w niezrozumiałej grze życia i zagubienie w świecie pozorów. Jak znaleźć ratunek dla siebie i „onion”? Śmiech jednoczy i rozbraja – Svolikova zdaje się wierzyć w jego siłę.

Publikacja: "Dialog" Nr 9/2017