Sasha Marianna Salzmann „Meteoriten”/ „Meteoryty”
Sztuka Sashy Marianny Salzmann - znanej w Polsce dotychczas jako Marianna Salzmann, autorka utworu „Mame loszn, język przodków” - „Meteoriten” („Meteoryty”) mogłaby równie dobrze nosić tytuł „Metamorfozy” albo „Nowe metamorfozy”, gdyż jej głównym punktem odniesienia są „Metamorfozy” Owidiusza. Nie tylko pięć monologów, opowiadających wymyślone przez Salzmann (i osadzone we współczesności) mityczne historie Europy, Chaosu, Miłości, Terezjasza czy Hermafrodyta i nimfy Salmakis, przypomina wyraźnie starorzymskie dzieło, także pozostałe sceny są w dużej mierze odbiciem owidiuszowego poematu i krążą wokół pełnych cierpień, rozterek, wątpliwości i trosk przemian bohaterów-kochanków. Jak i w antycznych mitach, w utworze Salzmann roi się od dziwnych i niespotykanych przypadków, nagłych zwrotów, komplikacji i niejednoznaczności. Te fikcyjne obrazy dotykają wielokrotnie wielokulturowej i genderowej rzeczywistości współczesnych metropolii, skrywających w swym wnętrzu narracje, które niewyćwiczone spojrzenie niełatwo dostrzeże na codzień.
Doskonały warsztatowo dramat, złożony z precyzyjnie skonstruowanych krótkich scen dialogowych, poprzetykanych tu i ówdzie blokami monologów, rozgrywa się w Berlinie latem 2014 na tle mistrzostw świata piłki nożnej (niemiecka drużyna dociera do finału) w środowisku LGBTI. Roy, syryjski gej, który otrzymał stypendium do Berlina na krótko przed wybuchem wojny w Syrii, mieszka na Kreuzbergu wraz ze swoim partnerem Udim, gejem z Izraela, i zbiera pieniądze na zakup mieszkania w mieście. Obaj oferują turystom i tubylcom rozrywkę i erotyczne usługi w nocnych barach – trudno im o inną pracę, gdyż obaj mają nienajlepsze papiery. Roy dyżuruje także przy telefonicznym pogotowiu dla gejów, gdzie w razie zagrożenia mogą się oni zwrócić o ratunek. Z kolei Udi zażywa z upodobaniem narkotyki, co prowadzi niekiedy do rozdźwięku w ich związku. Drugą parę stanowią Üzüm, niemiecka Turczynka o afrykańskich korzeniach, zwariowana na punkcie piłki nożnej i malująca sobie twarz na mecze w niemieckich barwach narodowych, oraz Cato, typowa nordycka blondynka o męskim typie, od dzieciństwa nielubiąca sukienek. Obie pary kochają dzieci i marzą o ognisku domowym, dlatego zawierają między sobą układ: chcą wzajemnie pomóc sobie w uzyskaniu potomków – jednego dla męskiej i jednego dla żeńskiej pary.
Ta historia wystarczyłaby już na temat pełnego dramatu. Autorka wprowadza jednak dalsze perypetie: tak naprawdę Cato nie jest lesbijką, czuje się mężczyzną urodzonym w niewłaściwym ciele i dlatego postanawia poddać się kuracji hormonalnej i skorygować błąd natury. W chwili podjęcia tej radykalnej decyzji spotyka ona/on jednak rosyjskiego dezertera Seriożę (także wojna na Ukrainie pojawia się w tle utworu). Sierioża skrywa przed samym sobą swoje skłonności homoseksualne (co jest jednym z powodów lęków przed wojskiem) i martwi się czekającym go krótkim powrotem do Rosji, na pogrzeb ojca. Szukając oparcia zaczyna namawiać Cato, aby towarzyszyła mu w podróży: jako jego narzeczona. Oboje wprowadzają zamieszanie we własne życie i do dotychczasowych układów. Piękne plany homoseksualnego kwartetu ulegają nagłej zmianie. Nic nie skończy się dobrze, a telefoniczne pogotowie nie spełni swojej roli.
Sasha Marianna Salzmann podejmuje nie po raz pierwszy wątek niezdecydowania młodych. Już w „Schwimmen lernen” („Nauka pływania”) jej postaci nie wiedziały czego chcą naprawdę i nie rozumiały własnych dążeń i działań. Bohaterowie „Meteoriten” wiedzą, że różnią się od otoczenia, głównie fizycznie, ale czasami też poprzez wygląd, narodowość czy wiarę. Dla nich samych jest to mniej istotne niż dla świata. Salzmann potrafi dobrze uchwycić fenomen odmienności, przy czym jej szczególną zasługą jest ukazanie środowiska LGBTI w zwyczajny sposób, bez idealizowania go i zarazem pozbawiając je dreszczyku sensacji. Autorka kreuje postaci, których codzienne problemy nie różnią się od życia par heteroseksualnych, a marzenia jej queerów orientują się często na tradycyjnych wzorcach. Czy stereotypowe kszałtowanie życia oznacza w tym wypadku przekraczanie granic? Z konserwatywnego punktu widzenia zapewne tak, będzie to jednak w dużej mierze zdanie osób uważających queerów za fanaberię zdegenerowanego Zachodu, nie za mniejszość, której należą się prawa. Mniejszość, istniejącą od dawna, o czym Salzmann przypomina wskazując w stronę Owidiusza. Mniejszość, do której autorka włącza się symbolicznie zmieniając dotychczasowe imię na „meteorytowe” Sasha Marianna. Przy prapremierze utworu w kwietniu 2016 w berlińskim teatrze Gorki ukazał się z tej okazji esej autorki „Ibneler burada. Auf der Suche nach Zwischenräumen – ich in Istanbul“ („Ibneler burada. W poszukiwaniu przestrzeni pomiędzy – ja w Istambule“.
Publikacja: "Dialog" Nr 4/2017