Nino Haratischwili

Portret gruzińsko-niemieckiej dramatopisarki, autorki i reżyserki

Najbardziej zadziwia to, że robi wszystko tak dobrze. Czy to pisanie dramatów (których powstało już siedemnaście), powieści (trzy) lub opowiadań, inscenizacje teatralne (dziesięć realizacji własnych utworów), fachowe wypowiedzi w dyskusjach (najczęściej na tematy Gruzji, Rosji i współczesnych przełomów w postsowieckich społeczeństwach Wschodu), czy spotkania literackie z publicznością, Nino Haratischwili potrafi sprostać każdemu zadaniu na wysokim poziomie. Przy tym ma ona niewiele ponad trzydzieści lat. Urodziła się w Tbilisi w 1983 roku i tam zaczęła uczyć się niemieckiego. Jako dwunastoletnia uczennica przyjechała wraz z matką do Niemiec, ale po dwóch latach opuściła kraj wracając samodzielnie do Gruzji. Nie podobało jej się na westfalskiej prowincji, a horyzonty i zapatrywania koleżanek i kolegów ze szkoły odbiegały od jej zainteresowań, tak podsumowała kiedyś w jednym z wywiadów swoje doświadczenia. Ale niemiecki język musiał ją już wtedy zafascynować.

Po powrocie do Tbilisi zakłada „Teatr bzów”, niemiecko-gruzińską szkolną grupę teatralną, która występuje z czasem nie tylko w Gruzji, ale także i w niemieckich szkołach. Haratischwili reżyseruje pierwsze sztuki teatralne i wkrótce potem rozpoczyna studia reżyserii filmowej w gruzińskiej akademii. Ma dopiero siedemnaście lat, ale zostaje przyjęta, aby nie musiała tracić roku (nabór na reżyserię odbywa się co dwa lata). Z dyplomem filmowym przyjeżdża w 2003 do Hamburga, gdzie ponownie studiuje, tym razem reżyserię teatralną. Zaczyna też pisać sztuki teatralne - w języku niemieckim, którym włada już doskonale, także pod względem wymowy. Co ciekawe, sprawę przekładów swoich utworów na jej język ojczysty Haratischwili pozostawia innym. Sama, jeśli zajmuje się tłumaczeniami, przekłada gruzińskich autorów na niemiecki, pomagając tak gruzińskiej literaturze trafić do odbiorców na Zachodzie.

Dorobek twórczy młodej autorki szybko znalazł uznanie w Niemczech. Jej pierwsza sztuka „Z” (we własnej reżyserii) trafiła od razu na kameralną scenę renomowanego hamburskiego Thalia Theater. Za napisaną dwa lata później „Liv Stein” otrzymała ważną dla młodych niemieckich autorów nagrodę na Heidelberger Stückemarkt. Następne utwory dramatopisarki trafiły na liczne sceny: Deutsches Theater w Getyndze, Staatstheater Kassel, Theater der Stadt Heidelberg, Deutsches Schauspielhaus Hamburg i Deutsches Theater w Berlinie. Także znana hamburska scena offowa Kampnagel wystawiała już sztuki autorki. Jako reżyserka Nino Haratischwili pracuje chętnie w małych teatrach. Pięć spektakli zrealizowała w Lichthof Theater Hamburg, a odbywające się tam jej premiery były omawiane na łamach prasy - rzecz wcale nieoczywista w dużych metropoliach miejskich i świadcząca o wysokim poziomie spektakli.

Haratischwili reżyseruje starannie, z uwagą na szczegóły. Jej przedstawienia mają dobry rytm i minimalistyczne scenografie. Widać w nich świetne prowadzenie aktorów i solidną budowę postaci. Psychologiczny realizm zdaje się być reżyserce bliższy niż konwencje abstrakcyjno-goteskowe – w czym niektórzy krytycy teatralni widzą drobny mankament interpretacyjny jej spektakli, ale jest to raczej kwestia upodobań artystycznych a nie talentu Haratischwili. Warto też pokreślić duży społeczny zmysł reżyserki, przejawiający się między innymi i w tym, że nawet w cieniutkich programach offowych spektakli znajduje się miejsce, aby wymienić licznych współpracowników, także tych z kantyny, stołujących aktorów w okresie prób.

W dramatach Haratischwili zadziwia rozpiętość tematyczna, ich dojrzałość -mimo młodego wieku dramatopisarki - i podejmowanie trudnych, obszernych tematów. Autorka stawia często postaci w ekstremalnych sytuacjach i opisuje ich zachowania i poglądy. Tak tematami „Z” stają się możliwości osobistej wolności w realiach uwięzienia oraz wyobrażenia młodych ludzi dotyczące szczęścia, miłości, seksu i dalszych oczekiwań wobec życia. W „Mein und dein Herz. Medeia” omawiane są sprawy wielkiej miłości, zawiedzionych nadziei i lęków widzianych z perspektywy współczesnego człowieka. Haratischwili interpretuje na nowo antyczny mit i szuka dzisiejszych odpowiedzi na pytania o rzeczy wielkie i wieczne. W „Liv Stein” interesuje autorkę problematyka artystów: ich powołania i osobowości. Czy wybór wierności sztuce za cenę zdrady rodziny jest dozwolony? Bohaterka utworu stawia sobie to pytanie dopiero wtedy, gdy katastrofy nie można już odwrócić. Nie można zmienić przeszłości, jak więc żyć z brzemieniem winy? To pytanie wplecione zostaje w intensywny obraz uczuć i namiętności, pragnień i wyobrażeń, pretekstów i rozczarowań.

Najważniejszym jednak tematem dramatopisarki jest zgłębianie tego, jakie piętno wywierają na ludziach – jednostkach i grupach społecznych - systemy polityczne. „Jesień poddanych” pokazuje, że nawet kuchnia może stać się dlatego polem walki. Sztuka nie ukrywa też faktu, że i kobiety potrafią prowadzić między sobą wojnę, a używane przez nie środki są niemniej okrutne niż broń, z której korzystają mężczyźni. „Land der ersten Dinge – Bludičky“ (napisany dla niemiecko-słowackiej kooprodukcji teatralnej) jest współczesnym dramatem socjalnym podejmującym temat starości i opieki nad niepełnosprawnymi. Historia dwóch patrzących wstecz na swoje życie kobiet, które los przypadkowo ze sobą połączył, jest jednocześnie konfrontacją dwóch różnych politycznych systemów. Haratischwili odkrywa pułapki w obu z nich i pokazuje wpływ ograniczeń kształtujących dwa różne życiorysy, których przebieg pozostawia w ocenie obu bohaterek wiele do życzenia. Także i tym razem autorka dotyka spraw dawnych win i sposobów uspokajania wyrzutów sumienia; wątki podejmowane już w „Liv Stein” i „Jesieni poddanych” wracają, ale w nowej formie.

Haratischwili włada dobrze techniką dramatu: umiejętnie umieszcza punkty zwrotne, zachowuje napięcie i element zaskoczenia aż do końca utworów. Udaje jej się dobrze unikanie stereotypów i nadawanie jednostkowym opowieściom ogólniejszego wymiaru. Wiarygodność psychologiczna, wartkość akcji, ciekawość wypowiedzi i intensywność emocjonalna to kolejne cechy jej sztuk.

Dramatopisarka spogląda na świat z kobiecej perspektywy, dlatego na piewszym planie większości utworów stoją kobiety. Obrany przez autorkę punkt widzenia nie jest jednak realizacją przyjętego z góry programu. Jest naturalny i można by go określić jako codzienny stan rzeczy po wkroczeniu w zwykłe życie założeń feminizmu. Dla artystek jej pokolenia jest to nierzadko oczywista postawa. Silna obecność kobiet jest jeszcze wyraźniejsza w powieściach Haratischwili. Już pierwsza z nich „Juja” (2010) wzbudziła zainteresowanie i uznanie krytyki trafiając na tzw. longlist książek zakwalifikowanych do finału Deutscher Buchpreis, najważniejszej niemieckiej nagrody literackiej roku, przyznawanej na targach książki we Frankfurcie nad Menen. Znana w Polsce druga powieść autoki „Mój łagodny bliźniak” otrzymała rok później, przyznawaną również we Frankfurcie, główną nagrodę dla książek z alternatywnych wydawnictw. Najnowsza, ponad 1100-stronnicowa powieść „Das achte Leben (für Brilka)” („Ósme życie (dla Brilki)”) stała się niezwykłym sukcesem w szerokich kręgach czytelników. W centrum powieści opisującej historię Gruzji na przestrzeni dwudziestego wieku, stoi sześć pokoleń rodziny właściciela fabryki czekolady. Losy Stasi, Christine, Kitty i Kostji, Eleny, Darji i Nizy stanowią nić przewodnią trwających ponad stulecie często krwawych i tragicznych dziejów kaukaskiego kraju. Od Gruzji w roku 1900, akcja prowadzi przez Moskwę i Leningrad i dociera do dzisiejszej Europy, Pragi, Londynu i Berlina. Haratischwili twierdzi, że napisała tę książkę, o fikcyjnej fabule, ale opartą na rzetelnie zbadanych faktach, gdyż sama chciała lepiej zrozumieć dzisiejszą Gruzję. Nie bez ironii dodaje przy tym, że zapisała najpierw tysiące stron, które skracała według zasady: „kill your darlings”. Gruzja leży autorce na sercu. Haratischwili jeździ tam często i odbywa także tam spotkania z publicznością. Są dużo trudniejsze niż te w Niemczech, gdyż nierzadko jest konfrontowana z wypowiedziami „Jest pani hańbą dla Gruzji”, „Swoją książką splamiła pani honor Gruzinów”. Pisarka nie ucieka przed takimi dyskusjami. Ale pewnie i w Gruzji nieobce jest powiedzenie, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju.

Publikacja: "Dialog" 12/2015