W kwietniu pada śnieg
Teatr Gorki w Berlinie wspomina Ormian w setną rocznicę ich zagłady
W czasie drugiej wojny światowej czytano tę książkę w gettach, żywiąc nadzieję na podobny cud. „Czterdzieści dni Musa Dagh” Franza Werfla, opowieść o sprzeciwie ormiańskich mieszkańców wsi Yoghonuluk wobec przymusowego przesiedlenia, ich późniejszym oporze zbrojnym na szczycie góry Musa Dagh i graniczącym z cudem ratunkiem przez okręt wojenny Ententy, budziła także nadzieję u Żydów. Ale mimo szczęśliwego zakończenia zdarzeń dla jej 4048 bohaterów, powieść Werfla jest przede wszystkim próbą zachowania w pamięci pierwszego aktu ludobójstwa dwudziestego wieku, którego ofiarą padło ponad 1,5 miliona Ormian. Przypadająca w roku 2015 setna rocznica tragicznych wydarzeń stała się dla berlińskiego teatru Gorki okazją, aby w bogatym i różnorodnym czterdziestodniowym programie omówić szeroko ten temat. Nie sposób nie wspomnieć przy tym, że dyrektorka teatru Shermin Langhof, z pochodzenia Turczynka, uważa zajęcie się historią eksterminacji Ormian za sprawę istotną dla niej osobiście. „Ludobójstwo Ormian towarzyszy mi od dzieciństwa niczym otwarta rana”, takimi słowami Langhof otworzyła ormiański program „W kwietniu pada śnieg”. Dzisiejsza Turcja, państwo powstałe w następstwie rozpadu Imperium Osmańskiego, nadal neguje historyczne fakty, a publiczne poruszanie tam tematu ormiańskich masakr można przypłacić życiem, jak stało się to w przypadku dziennikarza Hranta Dinka, zamordowanego w roku 2007 w biały dzień na ulicach Istambułu.
„Musa Dagh – dni oporu” jest poruszającym przedstawieniem, które dostarcza rzetelnej historycznej i politycznej wiedzy, a zarazem silnych przeżyć emocjonalnych. Reżyser Hans-Werner Kroesinger jest znany w Niemczech przede wszystkim jako twórca teatru dokumentalnego, konstruowanego głównie na bazie urzędowych aktów. Tym razem jednak obrał inną drogę i zaadoptował dla teatru z dużym wyczuciem dzieło literackie, uzupełniając je oryginalnymi dokumentami. Z ponad dziewięćsetstronnicowej powieści Kroesinger wybrał nieliczne, centralne dla akcji sceny: zebranie przeczuwających niejasno grożące im niebezpieczeństwo mieszkańców wsi, na którym podejmują decyzję schronienia się na szczycie Mojżeszowej Góry (Musa Dagh), następnie dramatyczne sceny nierównej walki z przeważającą siłą tureckiego wroga, coraz bardziej doskwierający głód, próby wzywania ratunku i wreszcie nadchodzącą w ostatniej chwili pomoc francuskiej marynarki wojennej.
Sceny teatralne są bardziej szkicowane niż odtwarzane przez powściągliwie grających, nieukostiumowanych aktorów; w podobny sposób jedynie zarysowana jest scenografia: wręgi szkieletu wielkiej łodzi, w przebiegu zdarzeń pracowicie wypełniane klepkami nabierają stopniowo kształt kadłuba – tak powstaje symbolicznie ormiańska „arka Noego”. Intensywne w swej treści słowa przykuwają uwagę i budzą obrazy w wyobraźni. W szybkim wciągnięciu publiczności w środek wydarzeń pomocne jest rozpoczynające wieczór krótkie streszczenie powieści przez aktorów. Później będą oni przerywać czasami akcję, opuszczać „po brechtowsku” swoje role i opowiadać, które fragmenty lektury im osobiście najbardziej utkwiły w pamięci.
Obok stworzenia miejsca na osobiste refleksje aktorów, Kroeninger wzbogaca opowieść Werfla o dalszy aspekt: kontekst polityczny. Na podstawie odkrytych w archiwach sprawozdań niemieckich dyplomatów wysyłanych z Turcji do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i rządu Cesarstwa Niemieckiego można wywnioskować, że ówcześni politycy i rządzący byli doskonale zorientowani w aktualnych wydarzeniach w Turcji. Zdecydowano jednak, żeby „nie wtrącać się w wewnętrzne sprawy tureckie”, aby nie narażać się na utratę ważnego wojennego sojusznika. Jeszcze dobitniej wyraził się ówczesny niemiecki kanclerz Rzeszy Bethmann Hollweg, dla którego najważniejszym celem było „trzymanie Turcji do końca wojny po naszej stronie, bez względu na to, czy oznacza to unicestwienie Ormian czy też nie”. Kroeninger naświetla w przedstawieniu historyczną rolę Cesarstwa Niemieckiego w zagładzie Ormian zarzucając mu opartą na wiedzy i bezczynności współwinę. Reżyser podejmuje ponadto jeszcze bardziej aktualny temat. Włączając do spektaklu protokoły dyskusji posłów Bundestagu dotyczące debaty z roku 2005 nad podjęciem rezolucji w sprawie uznania rzezi Ormian przez Turków w roku 1915 za ludobójstwo, ukazuje jak niewiele zmieniło się: także i obecnie obawa przed pogorszeniem handlowych i dyplomatycznych stosunków z tureckim państwem skłania wielu członków parlamentu do omijania lub bagatelizowania pewnych tematów.
Mądry, trzymający w napięciu i zaangażowany teatr słowa Kroesingera jest godną adaptacją książki, która chociaż autorstwa austriacko-żydowskiego pisarza, uważana jest przez wielu Ormian, rozproszonych dzisiaj po całym świecie, za ich epos narodowy. Zupełnie inny dostęp do wspominanych wydarzeń oferuje „Komitas”, muzyczno-poetycki performans. Autorem muzyki jest niemiecko-ormiański kompozytor Marc Sinan a wykonawczynią Sesede Terziyan, aktorka znana i w Polsce, gdzie została nagrodzona na Festiwalu Kontakt w Toruniu w roku 2012 za swoją kreację w przedstawieniu „Wściekła krew”.
Jak wyrazić pustkę, którą pozostawili zamordowani Ormianie? Jak śpiewać o ich nieistnieniu? Marc Sinan tworzy medytacyjnie nastrojową muzykę, nienatrętną w obranych dźwiękach, ale niekiedy tracącą równowagę, wyrażającą gniew, bezsilność i ból, i wiodącą odbiorców w świat zadumy i melancholii. Sinan wplata we własne dźwięki fragmenty kompozycji Komitasa i prowadzi ich melodyjną linię do dzisiaj. Czasami pobrzmiewają też urywki oryginalnych, starych i trzeszczących nagrań. Życiorys Komitasa, mnicha, kompozytora i zbieracza ormiańskich pieśni, brzmi prawie jak legenda. Kilkunastoletni sierota wędruje setki kilometrów, aby zdać egzamin ze śpiewu w chrześcijańskim klasztorze, gdzie zostanie duchownym. Później odbędzie studia muzyczne w Europie: w Berlinie i Paryżu. Komitas jest uważany za „głos ormiańskiego ludu” i jednocześnie za twórcę współczesnej klasycznej muzyki ormiańskiej. Należy też do grupy wybitnych postępowych ormiańskich uczonych w Konstantynopolu. 24 kwietnia 1915 (data ta jest symbolicznym początkiem starannie zorganizowanego przez Turków ludobójstwa Ormian), wraz z kilkuset innymi osobistościami ormiańskiej inteligencji, zostaje aresztowany i deportowany daleko na wschód Anatolii. Jest jednym z ośmiu ocalałych, ale wraca złamany do Konstantynopola. Nigdy więcej nie napisze już ani jednej melodii, nie zaśpiewa ani jednej pieśni. Będzie tułał się po zakładach psychiatrycznych aż do śmierci.
Sesede Terziyan opowiada w luźnych obrazach o życiu Komitasa. Do pomocy ma tylko, na początku zamkniętą, skrzynię wielkości konfesjonału. Przedmiot ten możnaby nazwać umiejscowieniem zmaterializowanej pamięci, zamieniającej się w czasie opowieści w klasztorną celę, pokoik badacza, izolatkę w psychiatrii, ołtarz, a nawet górę Ararat. Snute wspomnienia, marzenia i refleksje dopełniają filmy wideo pięknych surowych anatolskich krajobrazów. Terziyan przechadza się na nich wśród niszczejących kościołów, po ulicach opuszczonych miasteczek. Wśród ujęć pojawiają się niekiedy nagle sceny ze współczesnych dzienników telewizyjnych – zacięte walki przeciwko bojownikom IS odbywają się obecnie na tych samych terenach. „W kwietniu pada śnieg” to parafraza wersetu z pieśni Komitasa „Garun a”. Śnieg padający na wiosnę był w historii Ormian wielokrotnie zwiastunem ciężkich czasów.
Wyróżnić należy także jeszcze projekt „Gdzie byłeś sto lat temu?” - piętnastominutowe etiudy teatru jednego aktora dla jednego widza, w którym Sesede Terziyan i Aram Tafreshian wprowadzają na zmianę w historie swoich ormiańskich rodzin. W obecności Tafreshiana stojąca pomiędzy widzem a aktorem szachownica nagle ożywa, a ruchy figur ilustrują wędrówki po świecie członków rozległej niegdyś rodziny. Inaczej dzieli się przeszłością z widzem Terziyan. Podróże do Anatolii, letnie wakacje u dziadków, skrzynia pełna rupeci i zakazanych przedmiotów: modlitewny różaniec pra-pradziadka i wizytówki z ormiańskim nazwiskiem, które potem otrzymało turecką formę. Opowiadając o ostatnim spotkaniu z babcią w Istambule Terziyan podchodzi do okna. Nie widać przez nie, jak wtedy w Istambule, statków płynących po Bosforze, widać jak pada śnieg. Ale właśnie wczoraj, 24 kwietnia 2015 roku niemiecki prezydent i Bundestag uznali oficjalnie masakrę Ormian za ludobójstwo. Śnieg w Niemczech nie powinien przynieść Ormianom nic złego.
Publikacja: "Teatr" Nr 7/8, 2015