Nowe szaty Brechta
Sebastian Baumgarten reżyseruje "Swiętą Joannę szlachtuzów" w Schauspielhaus Zürich
Czarne olbrzymie sombrera wieńczące stroje misjonarzy: bufiaste koszule, bryczesy, buty do jazdy konnej. Cowbojskie białe kapelusze i buty z ostrogami na zmianę z cielistą męską bielizną-kombinezonem, znaną z komedii westernowych - ubiór bogatych przedsiębiorców. Rosyjskie futrzane uszanki i waciaki, egzotyczne stroje indiańskie lub afrykańskie jako kostiumy proletariatu. Ponadto szkocka krata, bielizna z seks-shopów, high-heels, eleganckie stroje kobiece. Wreszcie białe, czerwone i niebieskie trykotaże-pończochy: karnawałowe przebrania typu „cats” dla wszystkich. Orgia mody (kostiumy Jana Findeklee i Joki Tewes) przebiega na tle nastrojowej muzyki jazzowej, granej live na stojącym obok sceny fortepianie: improwizowany jazz lat dwudziestych, czasem trochę bueusa lub kompozycji Keitha Jarretta. Gdyby zamknąć oczy, byłoby można wyobrazić sobie, że pianista Jean-Paul Brodbeck przygrywa do rozmów w ekskluzywnym klubie jazzowym.
Szybkie spojrzenie na bilet pozwala upewnić się, że grana jest „Święta Joanna szlachtuzów” Bertolta Brechta i jeśli uzbroić się w cierpliwość, można się o tym przekonać. Kto jednak nie przyszedł do teatru z powodu Brechta czy dla właśnie tej sztuki - powstałej w roku światowego kryzysu gospodarczego, ukazującej dzieje rzeźni w Chicago w roku 1929 i zarazem ogólne mechanizmy w kapitaliźmie, prowadzące do powstawania monopoli - przeżyje wspaniały wieczór. Walki cowbojów z Indianami, amerykańscy producenci contra meksykańscy hodowcy bydła, biały bogaty człowiek versus reszta świata, zimna kobieta businessu oraz namiętna kochanka, machlojki handlowe na giełdzie, spadek kursów akcji, dzieła sztuki à la Andy Warhol i inne, migawkowo zarysowane sekwencje, wesołe historyjki, zrobione rewiowo, toczące się w zawrotnym tempie – wszystko jest tutaj treścią. Kto decyduje się śledzić szczegóły, nie ma czasu, aby zajmować się „świętą” Joanną.
Wróćmy jednak do sztuki Brechta. Wystawiona w Niemczech po raz pierwszy dopiero w trzydzieści lat po jej powstaniu i trzy lata po śmierci autora, w 1959 roku przez Gustafa Gründgensa, należy dzisiaj do najczęściej granych - zwłaszcza w ostatnich latach – utworów Brechta. To historia młodej dziewczyny Joanny Dark, misjonarki Armii Zbawienia „Słomiane kapelusze”, która postanawia złagodzić biedę bezrobotnych mas w Chicago nie tylko poprzez charytatywne rozdzielanie cienkiej zupy, ale także poprzez strawę duchową. Joanna chce podźwignąć podupadłą moralnie masę nawracając ją na wiarę w Boga. Jednocześnie stara się także przekonać bogatego Maulera, głównego mięsnego potentata w mieście, żeby polepszył położenie robotników. Krok za krokiem, zgłębiając cały system, aby zrozumieć przyczyny biedy, Joanna dochodzi do wniosku, że pobożność nie przyniesie ratunku i że jedynie solidarna walka przeciwko kapitalistom może w trwały sposób zmienić położenie proletariatu. Moment, w którym Joanna przegląda na oczy przychodzi jednak za późno: starający się zorganizować masę komuniści trafiają w międzyczasie do więzienia, czemu winna jest po części Joanna, z początku przeciwna zbrojnemu konfliktowi. Pozbawieni przywódców robotnicy godzą się na zły kompromis i powrót do dawnego stanu rzeczy – do niedostatku czasów przed krachem giełdowym. Nowo przyjęte rozwiązanie przewiduje również zwrot ogółu w stronę Boga. Jedyną, która nie chce już dłużej intonować we wspólnocie biednych duchowej pieśni „Hosanna!” jest właśnie Joanna.
W scenicznym rozgardiaszu niełatwo jest odnaleźć tego wieczoru historię Brechta, mimo że reżyser Sebastian Baumgarten dość wiernie trzyma się tekstu utworu. Skrócony i wzbogacony nielicznymi uzupełnieniami oryginał nie jest przez niego demontowany czy przeobrażony w to, co na plakatach teatralnych zwykle określa się sformułowaniem „wieczór na motywach sztuki X”. Trudno jest jednak odczytać komentarz reżysera do prezentowanego materiału. Dla osób obeznanych ze stylem artystycznym Baumgartena nie jest to wcale zadziwiające. Przedstawienia tego teatralnego i operowego reżysera wywołują nierzadko najpierw uczucie zagubienia, sceptycznego dystansu czy nawet rozczarowania u odbiorców, którym dopiero po dłuższym czasie, z wysiłkiem, udaje się podążyć za myślami reżysera. Fakt, że i wtedy zamiast jasności znajdują oni u celu wieloznaczność ideologiczną, trudno dające się pogodzić ze sobą sprzeczności i sporą dozę niezrozumienia, prowadzi u części publiczności do powtórnego rozczarowania.
W przypadku brechtowskiej „Świętej Joanny” uważny obserwator odkryje interesujące akcenty. W tradycyjnej interpretacji sztuki Brechta, pomoc przymierającym głodem robotnikom i hodowcom bydła, której na prośbę Joanny udziela bogaty Mauler, tłumaczona jest zafascynowaniem przemysłowca, a nawet uczuciem dla młodej idealistki. Baumgarten pozbawia swoje postaci wymiaru psychologicznego, a zimny, oficjalnie recytujący swoje kwestie Mauler, mówi Joannie prosto w oczy „Takie jak ty są nie do zniesienia” i daje pieniądze tak naprawdę nie dlatego, żeby pomóc, ale ze strachu. Jako jedyny zdaje sobie sprawę z tego, że osiągnięty poziom nędzy mas stanowi realne zagrożenie dla jego bogactwa. W świecie kierującym się jedynie prawami własnych korzyści już samo pojawienie się Joanny, odwołującej się do moralności i pomocy bliźnim, jest dla Maulera niebezpieczeństwem.
Inną nowością wprowadzoną przez reżysera jest przekształcenie warstwy amerykańskich robotników początku XX wieku w dzisiejszy „zglobalizowany proletariat”, pracujący głównie w fabrykach krajów Trzeciego Świata, wytwarzających towary dla bogatego Zachodu. Prawdziwa bieda, wskazuje Baumgarten, wcale nie zniknęła, jest tylko odsunięta z pola widzenia konsumentów, a mieszkających w bogatym świecie pracobiorców łatwo jest skorumpować. W zamian za drobne korzyści i zarazem kosztem kolegów z odległych krajów, stają po stronie monopolistów. Ową zdradę dalekich współbraci – o prawa których Joanna chce również walczyć - Baugarten zaznacza zastępując brechtowską pieśń „Hosanna!” songiem „Haifisch” („Rekin”) berlińskiej grupy rokowej Rammstein, mówiącym otwarcie o współudziale wszystkich mieszkańców Zachodu w niemoralnych interesach handlowych, wyzysku innych i dostatnim życiu kosztem ludzi z pozostałych części świata. Kończąca zuryski spektakl wielka karnawałowa zabawa w Chicago ukazuje źródło tej postawy: chęć udziału w rozrywkach doczesności stanowi dzisiaj silniejszą pokusę niż bogobojne życie i zapłata za dobre uczynki w niebie.
Ten właśnie chociażby krótkotrwały i za wszelką cenę udział w rozrywce, zamiast trosk i pełnej wyrzeczeń walki o lepsze jutro dla całego świata, jest w przedstawieniu Baumgartena przyczyną śmierci Joanny. Nie umiera ona, jak u Brechta, na zapalenie płuc, którego nabawiła się dzieląc los bezrobotnych i bezdomnych pracowników rzeźni, ale ginie z ręki nieznanego sprawcy. Ulgę, że wreszcie „nastał spokój” i nikt nie przypomina więcej o niewygodnych sprawach, można dostrzec u wszystkich. Wraz z Joanną ginie utopia – w bogatej części świata nie ma ona zwolenników.
Jak najlepiej grać dzisiaj Brechta? Przedstawienie Schauspielhausu w Zurychu dowodzi, że Brecht wcale nie musi być nudny. Wprost przeciwnie. Jednakże przez nadmiar optycznych wrażeń i karykaturalność postaci – dwa główne rozwiązania reżysera, jak przekładać brechtowski efekt obcości na język współczesnego teatru – trudno jest przebić się przez powierzchowną warstwę. Aby dotrzeć do Brechtowskich treści, należałoby obejrzeć spektakl kilka razy. W swojej obecnej formie obala on mit „nudnego” Brechta, ale jednocześnie przyczynia się do pogłębienia innych uprzedzeń - że Brechtowski obraz kapitalizmu z początku XX wieku jest przestarzały i nieprzekładalny na dzisiejsze warunki, Brechtowskie treści są zbyt proste i wskazywanie palcem autora nie jest już dzisiejszej wykształconej publiczności potrzebne, czy też, że Brecht wprawdzie wskazuje problemy, ale nie podaje żadnego rozwiązania, a jego Joanna jest papierowa i „jajogłowa” w swojej ideologii, i zupełnie nieprzydatna w realnym świecie. Zuryskie przedstawienie ukazuje mylność takich poglądów, ale w sposób pozwalający dostrzec to jedynie niewielkiej grupie widzów.
Zaskoczeniem był ostry protest grupy Bühnenwatch po pokazie spektaklu na berlińskich Theatertreffen 2013, przeciwko karykaturalnemu ukazaniu ludności trzeciego świata, w szczególności kobiety z Afryki. Nazwane przez Bühnenwatch „rasistowskim” spojrzenie reżysera stało się tematem zawziętej dyskusji, na prowadzenie której Berliner Festspiele poświęciły i po zakończeniu festiwalu dużo czasu. Wydarzenie to wskazuje, że dialektyka nadal żyje w dziełach Brechta. Oraz że ci, których nudzi politykowanie o komuniźmie, mogą znaleźć w sztukach tego autora nowe, aktualne tematy.
Publikacja: "Teatr" Nr 12/2013