Beckett po japońsku
Występ gościnny Theatre Office Natori z Tokio w Berlinie
Pusta scena. Słup telegraficzny. Przystanek autobusowy. Kobieta z dużym wiklinowym koszykiem zbliża się drobnym krokiem do rozkładu jazdy. Studiuje go z uwagą i następnie spogląda długo na zegarek. Odchodzi. Inna kobieta z dziecięcym wózkiem przemierza scenę. Pojawiający się po niej mężczyzna w jednym bucie na nodze wypróbuje różne miejsca, zanim zdecyduje się usiąść przy słupie. W tej pozycji usiłuje na zmianę włożyć trzymany w ręku drugi but na obutą już nogę albo zdjąć ten założony bez rozwiązywania sznurowadeł. Kobieta z koszykiem z wikliny wchodzi ponownie na scenę i siada na przystanku. Przez chwilę robi na drutach, potem wstaje i oddala się. Pojawia się drugi mężczyzna. Vladimir i Estragon rozpoznają się bez trudu i podejmują dawną rozmowę. Trochę tą samą, którą wiedli już u Becketta. I trochę nową.
Sztuka „Yattekita Godot” („Przyjście Godota”) napisana przez Minoru Betsuyaku, wybitnego twórcę japońskiego teatru absurdu, nie skazuje widza na spędzanie wieczoru na czekaniu. Historia ze znanej sztuki „Czekając na Godota” przybiera tu niespodziewany obrót. Godot pojawia się bardzo szybko na scenie. Trzeba tylko posłuchać przez chwilę prowadzonej przez Vladimira i Estragona rozmowy, w trakcie której porozumiewają się czasem używając przyniesionej przez Estragona trąbki. Wynikają z tego liczne nieporozumienia. Trzeba przeżyć powrót kobiety z robótką na drutach zdecydowanej jednak poczekać na autobus. A potem ponowne zjawienie się kobiety ze śpiącym w wózku niemowlakiem, którego – jak się okazuje - jest jedynie przypadkową opiekunką. I jeszcze także wkroczenie na scenę dwóch młodych pracowniczek przysłanych przez agencję pracy okresowej z zadaniem otwarcia recepcji - nie wiedzących jednak ani jakiej, ani dla kogo. Nie przeszkodzi im to w przyjmowaniu zapisów, a pierwszym, którego nazwisko trafi na ich listę, będzie Godot. „Dzień dobry państwu, nazywam się Godot”, oświadczy głośno ubrany w prochowiec starszy pan z walizką i parasolem. Szybko jednak opuści go pewność: „Chwileczkę. A może Gozo? Albo Gobbo? Albo jednak Goto? Nie pamiętam. Jak przedstawiłem się na początku?” Na listę recepcjonistek Godot trafi jako „pan Goro ze znakiem zapytania”. Prowadzącym zapisy kobietom jest i tak wszystko jedno.
Sztuka Betsuyaku jest absurdalną komedią, hołdem złożonym przez 70-letniego japońskiego artystę Samuelowi Beckettowi. Jest jednocześnie obrazem dzisiejszego świata. Na obecność i słowa Godota nikt nie zwraca szczególnej uwagi. Codzienne życie toczy się własnym biegiem, mała scena jest szybko zatłoczona i każdy jest zajęty własnymi sprawami. Kiedy wreszcie po wielu drobnych zdarzeniach, cytowanych tu i ówdzie kwestiach z utworu Becketta, po dodatkowych wątkach i wprowadzeniu dalszych postaci z oryginału: Pozzo i Lucky’ego oraz przynoszącego co jakiś czas nową wiadomość posłańca, po przemianach recepcjonistek w ubrane na biało pielęgniarki a potem osłonięte czernią pracowniczki zakładu pogrzebowego, do Vladimira i Estragona dotrze nareszcie, że oczekiwany przez nich Godot stoi obok. Mimo to nie dojdzie do „prawdziwego” spotkania. Czekający na przybycie Godota nie będą już do niego zdolni.
Japoński dramatopisarz Minoru Betsuyaku podąża w swojej sztuce śladami europejskiej tradycji absurdu. Nie poprzestaje jednak na jej naśladownictwie. Autor dokonuje odważnie decydującego kroku. Z punktu widzenia Becketta nieobecny Godot to utopia, marzenie i nadzieja, które w chwili spełnienia – jeśli jednak pewnego dnia Godot miałby się pojawić – mogą przynieść zbawienie. U Becketta ratunek nie jest niemożliwy. Nie jest także szczególnie ważny fakt, że doczesna sparaliżowana czekaniem egzystencja wydaje się być absurdalną. W swoim napisanym przed kilku laty utworze Betsuyaku urzeczywistnia marzenie irlandzkiego autora i jego postaci i sprowadza Godota na scenę. Jednocześnie pokazuje, że spełnienie tego na pozór podstawowego warunku, nie prowadzi do rozwiązania problemu. Mimo wszystko „Yattekita Godot” nie jest ponurą tragedią.
Uwikłani w drobne qui pro quo codzienności, konfrontowani z niewiarygodnymi scenariuszami, jakie pisze życie, bohaterowie sztuki Betsuyaku nie mogą narzekać na nudę. Jak się okazuje, kobieta czekająca na autobus jest być może matką Estragona. Nie widziała syna od trzydziestu lat, a otrzymany przez nią pewnego dnia niezaadresowany list jest dla niej znakiem nadejścia ewentualnego spotkania. Niewykluczone jest również, że niemowlak w wózku pchanym przez drugą kobietę jest synem siostry opiekunki dziecka i Vladimira. Ten nadmiar nieoczekiwanych wydarzeń i stałe krótkie zetknięcia z przypadkowo spotykanymi nieznajomymi sprawiają, że czas przebiega w mgnieniu oka. Ta pełna humoru i intelektualnej głębi, powagi i slapstickowej komedii sztuka szybko wciąga widza – po Beckettowskiej „nudzie” nie pozostaje ani śladu.
Przykuwający zainteresowanie publiczności wieczór teatralny jest nie tylko dziełem autora utworu ale i reżysera Kiyoshiego Kiyamy i jego wykonawców. Zespół Theatre Office Natori olśniewa doskonale opanowaną techniką współczesnej zachodniej gry aktorskiej. Przy jej pomocy na scenie powstaje czytelny obraz dzisiejszej rzeczywistości, złożonej głównie z pośpiechu i stresu panujących w świecie wysokiej cywilizacji. Napięcie w ruchach, ich szybkość i chaotyczność oddają dobrze stany wewnętrzne współczesnych neurotyków. W sposobie zachowania się japońskich aktorów europejskie oko spostrzega z łatwością lekką sztywność i oficjalność nadającą znanym z życia sytuacjom niecodzienny charakter. Także pojawiające się chwilami drobne gesty kojarzą się z Dalekim Wschodem: drobiący chód kobiety z koszykiem, składane w geście podziękowania dłonie. Przed europejskim widzem otwiera się tak trochę egzotyczny świat, rzeczywisty ale odmienny od codziennego. Ogólnie stonowany sposób aktorskiej gry sprawia, że absurdalne czasem sytuacje dramatyczne nie nabierają rysów karykatury. Ten brak przesady wypływa także ze świata kultury japońskiej.
Kim jest Minoru Betsuyaku? Urodzony w roku 1937 w Mandżurii (dzisiejsze Chiny) pisarz jest autorem wielu powieści, esejów i sztuk teatralnych. Już w latach 1960-tych zafascynowany kulturą europejską, w szczególności dramatem absurdu postanowił przenieść tą tradycję na japoński grunt. Sztuka „Zō” („Słoń”) napisana w roku 1962 zwróciła na siebie uwagę szerszej publiczności, „Matchi uri no shōjo” („Dziewczynka-zapałka”), o temacie zainspirowanym bajką H.Ch.Andersena, przyniosła autorowi 1966 ważną krajową nagrodę teatralną. Wśród powstałych do dzisiaj ponad 130 utworów scenicznych artysty wiele z nich stanowią sztuki dla dzieci. Dzięki swoim esejom i cyklom „zukushi” autor uzyskał miano czołowego twórcy utworów nonsensowych. Ale także i ciemne mechanizmy skryte za kryminalnymi czynami, strach przed chorobą czy śmiercią i utrata zdolności komunikacji z drugim człowiekiem to tematy interesujące pisarza.
Po premierze „Yattekita Godot”, która odbyła się w Tokio w roku 2007 prasa japońska pisała wiele na temat rozszerzenia przez Minoru Betsuyaku europejskiej tradycji absurdu i wzbogacenia jej o nowy aspekt. Poprzez zbliżenie postaci Becketta do ludzi z dzisiejszego zabieganego świata i zaludnienie prawie pustej przestrzeni oryginału – również bliskie japońskiej rzeczywistości - Betsuyaku zdaje się przesuwać punkt ciężkości utworu ze stanu czekania. Vladimir i Estragon nie wiodą już dłużej absurdalnej egzystencji samotnych istot ludzkich wrzuconych w odchłań świata. Zajęci mało istotnymi, nierzadko absurdalnymi w znaczeniu „idiotyczny” codziennymi myślami i czynnościami, nie cierpią już wprawdzie na ból istnienia, ale za to miotają się ślepo tracąc z oczu istotniejsze sprawy. Betsuyaku przedstawia trafnie dzisiejszą condition humaine i odsłania jej czuły punkt. Jego bohaterowie nie wiedzą już dokładnie dlaczego czekają. Absurdalność ich położenia wypływa z zapomnienia, z którego co gorsza nie zdają sobie wcale sprawy. Betsuyaku przesuwa perspektywę z oczekiwania na sprawę utraty pamięci pozbawiając zachowanie ludzkie jeszcze silniej prawdziwego sensu.
Pod koniec roku 2012 „Yattekita Godot” w wykonaniu tokijskiego Theatre Office Natori można było po raz pierwszy obejrzeć na tournee w Europie: w Paryżu, Berlinie i Oslo. Poza krajem najbardziej znanym członkiem zespołu jest reżyser Kiyoshi Kiyama, którego inne przedstawienie „Barefoot Gene” według japońskiej mangi opowiadającej o chłopcu z Hiroszimy, świadku wybuchu bomby atomowej, było prezentowane w roku 2003 także w Polsce. Był to spektakl grupy Kiyama My Space. Oba zespoły Office Natori i My Space popularyzują od dawna z sukcesem kulturę japońską w USA i Europie. Z pewnością warto byłoby doczekać się wkrótce przybycia japońskiego Godota do Polski. Warto go zauważyć.
Publikacja: "Teatr" Nr 3/2013