Prawdziwie bezpieczni?

„Obietnica” F. Dürrenmatta w Zurychu

Zuryski Schauspielhaus zajmuje szczególne miejsce w kręgu teatrów obszaru niemieckojęzycznego. W roku 1933 stał się ważnym ośrodkiem oporu przeciwko faszyzmowi i nagle z prowincjonalnej instytucji w odległym górskim mieście przeistoczył się w liczącą się na międzynarodowej arenie placówkę kulturalną. Członkami zespołu w tym czasie byli, z roku na rok liczniejsi, niemieccy aktorzy szukający schronienia w Szwajcarii, wśród nich sławy jak Therese Giehse czy Wolfgang Langhoff. Nowe sztuki Brechta: „Matka Courage i jej dzieci”, „Dobry człowiek z Seczuanu”, „Życie Galileusza”, i utwory pisarzy takich jak Ödön von Horvàth, Else Lasker-Schüler, Friedrich Wolf czy Georg Kaiser były właśnie tutaj po raz pierwszy prezentowane światu.

Krytyczny i zdecydowanie antyfaszystowski repertuar Schauspielhausu miał nie tylko swoich zwolenników. Zwłaszcza w okresie drugiej wojny światowej wybuchały nierzadko zagorzałe protesty ze strony szwajcarskich zwolenników Hitlera, tzw. frontystów. Niektóre przedstawienia mogły odbywać się więc jedynie pod osłoną policji. Historia pamięta jednak przede wszystkim o pomocy Szwajcarów w pielęgnowaniu kultury niemieckiej w trudnych latach emigracji. Dlatego też szczególna sympatia dla Schauspielhausu pozostała żywa do dzisiaj.

Także w czasach powojennych ten główny zuryski teatr nie stracił na znaczeniu i często skutecznie trzymał w szachu konkurencję z Berna i Bazylei. W głównym budynku, Pfauen, odbywała się większość prapremier sztuk najważniejszych szwajcarskich pisarzy XX wieku Friedricha Dürrenmatta i Maksa Frischa. W Schauspielhausie bardzo wcześnie poznano się na talencie obu pisarzy i zaczęto wystawiać ich pierwsze utwory jeszcze w czasach, kiedy nazwiska autorów były mało znane nawet w samej Szwajcarii. Na początku XXI wieku Schauspielhaus wspiął się ponownie na szczyt teatralnego Olimpu – choć wypada tu raczej powiedzieć: na teatralny Mont Blanc - pod kierownictwem Christopha Marthalera. Zuryska placówka zdobyła kolejno zaszczytne miano najlepszego niemieckojęzycznego teatru roku w latach 2002 i 2003, a dodatkowa, nowa scena Schiffbau zyskała od razu międzynarodowy rozgłos.

Obecnie dyrektorem jest po raz pierwszy w historii Schauspielhausu kobieta, reżyserka Barbara Frey, której programem jest „różnorodność i równowaga, spektakle zarówno renomowanych jak i młodych artystów, dzieła wspaniałych klasyków i nowości oraz otwartość na wielką teatralną panoramę”. W repertuarze nie brak znanych rodzimych autorów, nadal popularnych i bardzo lubianych w Szwajcarii. Obecne przedstawienia to nie tylko inscenizacje istniejących utworów dramatycznych, ale również nowe adaptacje tekstów prozatorskich. Jedną z nich jest „Obietnica” Dürrenmatta przygotowana i wyreżyserowana przez trzydziestodwuletnią Danielę Löffner.

Pustą scenę okala wysoki łańcuch górski, uformowany przez scenografkę Claudię Kalinski z błyszczącej aluminiowej folii. Nie można mieć wątpliwości co do tego, że znajdujemy się w Zurychu, szarawy kolor metalowych zboczy kojarzy się także z barwą dominującą w architekturze miasta. Oczywiście, uniwersalna historia Dürrenmatta może się rozgrywać gdziekolwiek, ale dobrym pomysłem jest wpisanie jej w konkretną okolicę, określoną w powieści słowami: „Jesteśmy otoczeni górami”, co wprowadza od razu pewne napięcie.

Jako pierwsza pojawia się na scenie mała dziewczynka. „Mogą państwo zrobić z tą historią, co państwo chcą” mówi do publiczności i zaczyna starannie zaplatać sobie warkocze. Kiedy kończy, na scenę wkraczają, przynosząc rekwizyty, dorośli aktorzy. Żółta trykotowa sukienka, czerwona farba i inne przedmioty są potrzebne do zaaranżowania miejsca zbrodni. Paula dokonuje własnoręcznie swojej charakteryzacji: zakłada sukienkę, po czym rozrywa ją na strzępy, rozmazuje teatralną krew na buzi i ciele i kładzie się na przygotowanym dla niej miejscu na scenie. Żywa dziewczynka zastyga w bezruchu i zamienia się od tej chwili w ofiarę morderstwa. To jeden z przejmujących momentów przedstawienia.

„Obietnica” Dürrenmatta jest opowieścią o śledztwie prowadzonym przez zuryską policję kryminalną, w szczególności przez komisarza Matthäia - jego celem jest znalezienie mordercy małych dziewczynek. Jest też filozoficzną refleksją o roli przypadku w ludzkim życiu i dzisiejszym świecie. W historii Dürrenmatta zbieg okoliczności rozstrzyga o niepowodzeniu w ujęciu przestępcy. Jednocześnie umożliwia ukrycie tego faktu przed społeczeństwem i utwierdzenie go w złudnym przekonaniu, że policja potrafi zapewnić bezpieczeństwo i że wszystko jest w porządku.

Przyczyną, dla której sprawa nie zostaje jednak odłożona ad acta, jest obietnica dana przez komisarza matce zamordowanej Lilly. Obietnica, której oficer śledczy w chwili jej wypowiadania wcale nie traktuje serio. Z czasem jednak Matthäi staje się coraz bardziej opętany pragnieniem dopięcia swego: schwytania niebezpiecznego mordercy. Doświadczony komisarz nie wierzy w to, że sprawcą jest domokrążca, który trafił na ciało dziewczynki i zaalarmował policję. Przesłuchiwany potem przez wiele godzin, ulega presji psychicznej podejrzewającego go oficera śledczego i przyznaje się do czynu. W winę domokrążcy nie wierzą w głębi ducha i inni policjanci, ale korzystniej dla nich jest nie przyznawać się do tego.

Adaptacja teatralna tekstu Dürrenmatta, przygotowana przez Danielę Löffner jest wygładzona, pozbawiona szokujących efektów, narzucających się w przypadku „Obietnicy” - jak w każdym opowiadającym o zbrodni kryminale - prawie na każdym kroku. Trzymając się tej koncepcji reżyserka pomija niektóre drastyczne wątki: komisarz Matthäi wcale nie popada w szaleństwo, kiedy okazuje się, że jego doskonały instynkt śledczy, genialne pomysły i ofiarne wysiłki kończą się mimo wszystko kompletnym fiaskiem. Löffner łagodzi też problem moralnej postawy policjantów i ich późniejszy konflikt z matką kolejnej małej dziewczynki, kiedy wychodzi na jaw, że wykorzystywali jej córeczkę Annemarie jako przynętę, aby złapać mordercę małej Lilly (obie grane przez Paulę Blaser). Łatwo czytelne zarzuty, kierowane bezpośrednio pod adresem dzisiejszej policji zuryskiej, krytyka jej bierności, przedkładanie czekania nad własną inicjatywę oraz brak prawdziwego zainteresowania problemem skutecznej obrony społeczeństwa przed złem, padają na scenie raczej bez przekonania. W końcowej scenie reżyserka traktuje strażników prawa z pobłażliwością: uparty były komisarz Matthäi (świetna kreacja Markusa Scheumanna) stoi nadal nieruchomo na zbytecznych czatach, mimo że technicy teatralni kończą właśnie rozbieranie dekoracji.

Zuryska „Obietnica” nie jest trzymającym w wielkim napięciu kryminałem, nie jest wieczorem z dreszczykiem i nie jest sztuką z morałem, przypominającą dorosłym, że powinni otaczać swoje dzieci jeszcze lepszą opieką. Nota bene od tej ostatniej interpretacji rozpoczęło się dzieło Dürrenmatta. Artysta napisał kryminalne opowiadanie na zamówienie producenta filmowego i współpracował z reżyserem Ladislao Vajdą przy stworzeniu filmowego scenariusza do „Es geschah am helllichten Tag” („W biały dzień”). Dopiero po wejściu filmu na ekrany, „Obietnica” ukazała się jako powieść, jednak ze zmienionym przez pisarza zakończeniem. Spektakl Danieli Löffner jest spokojny, pełen scen czekania i jakby przesycony mimo wszystko poczuciem bezpieczeństwa. Przypomina o istniejącym niestety także nadal i w dzisiejszych czasach zagrożeniu, ale nie wydobywa na powierzchnię głębi tragedii, unika przedstawiania bólu i spoglądania w głąb otchłani. Takie ujęcie tematu może się spotkać z różnymi ocenami. Mimo to pewne jest, że młoda niemiecka reżyserka jest już dzisiaj mistrzynią subtelnej pracy. Jej wielką siłą, obok unikania efekciarstwa, jest oszczędność w użyciu teatralnych środków wyrazu, wspaniała praca z aktorami – także dziećmi! – i lekkość w przeplataniu ze sobą różnych płaszczyzn teatralnych: rzeczywistości przedstawienia, świata teatru i fikcji literackiej. Wszystkie te cechy reżyserskiego stylu można zaobserwować i w innych przedstawieniach Löffner, obecnie na przykład również w „Das Ding” („Przedmiot”) Philipa Löhle w berlińskim Deutsches Theater. O Danieli Löffner z pewnością jeszcze niejednokrotnie się usłyszy.

Wracając do zuryskiego przedstawienia, trzeba przyznać, że wieczór ten pasuje bardzo dobrze do otoczenia, do atmosfery miasta i może nawet nie tylko jedynie do Zurychu, ale i do całej Szwajcarii. Jak bardzo jest tu „na miejscu” potwierdza gorąca owacja widowni.

Publikacja: "Teatr" Nr 5/2012