(Fragment)

3.W towarzystwie (porządny wygląd nie jest sprawą osobistego samopoczucia)

Stoliki przy oknach w „Morskim dzbanie”. Widok stąd jest zdecydowanie lepszy.

Za oknami, z drugiej strony promenady, pieni się morze.

Wydmy, kolcolist zachodni, trochę trzciny pospolitej. Psich odchodów w takiej idylli naprawdę nikt nie chce dostrzegać.

Na plaży widać tylko jednego spacerowicza w czerwonej out-door-kurtce marki The North Face, to najprawdopodobniej jakiś turysta. Kolejny człowiek z miasta, który zrobił karierę i teraz chce głęboko odetchnąć między pierwszym burnoutem a drugim.

Jest po sezonie, odkryty basen zamknięto, flaga z uśmiechniętym dinozaurem kołysze się znużona na wietrze.

W takiej okolicy jak ta przychodzą na świat rewolucyjne dusze.

Almuth: I on naprawdę nie pojawił się?

Agatha: Friedrich? Nie. Wyobraźcie sobie coś takiego.

Almuth: Myślałam, że może po prostu go tylko nie dostrzegłyśmy.

Claire: To haniebne zachowanie. Już prawie na granicy socjalnej aleksji. Jeśli pojmować rzeczywistość jako kolektywną strukturę narracji, którą wszyscy budujemy.

Almuth: Socjalnej co takiego?          

Claire: Ja osobiście nie należę do zwolenników tej teorii. Tutaj skądś ciągnie.     

Agatha: Jest pogrzeb jego byłej żony, a mąż się po prostu nie pojawia. W samej rzeczy, nie ma takiej potrzeby.

Almuth: Nie wiem – dlaczego ty zawsze musisz mówić w taki sztuczny sposób, Claire?

Claire: Czy nie sądzicie, że tutaj skądś ciągnie?

Agatha: To przez te dziesiątki książek, które ona bez przerwy czyta. Coś takiego na długą metę nie może się dobrze skończyć, mówię to już od lat.

Tutaj zawsze ciągnie, Claire. Taki już jest „Morski dzban”. Jest pogrzeb jego byłej żony, a wytworny pan architekt –

Claire: Liryka jest czymś wspaniałym, w mojej ocenie.

Almuth: Po prostu nie pojawia się. W samej rzeczy nie ma takiej potrzeby.

Agatha: Dokładnie.

Almuth: No dobrze, oczywiście MOŻNA BY też powiedzieć: w gruncie rzeczy to jego sprawa.

Mewa krzyczy. Dwa razy w krótkich odstępach.

Almuth: Co nie znaczy, że jest to moje zdanie. Ja uważam jego zachowanie za nie do przyjęcia. Każdy, kto posiada jedynie odrobinę poczucia przyzwoitości, w takiej chwili się pojawia.

Czy byłabyś tak uprzejma i mogła mi podać cukier, Claire?

Agatha: Dokładnie.

Almuth: Poproszę o cukier, Claire.

Claire: Czy naprawdę nie sądzicie, że tutaj skądś –

Almuth: O ten mały biały porcelanowy przedmiot, który masz tuż pod nosem, do cholery. Z malunkiem ciężarnej chłopki.

Agatha: Mimo to powinnyśmy bardzo dokładnie przyjrzeć się tym ostatnim wydarzeniom. To nasz obywatelski obowiązek. Musimy być czujne.

A więc: jest pogrzeb jego byłej żony –

Claire: Cukier? Ależ to okropne świństwo, kochana. Nie powinnaś sobie tak szkodzić.

Czy w tym lokalu nie mają słodzika?

Agatha: No dobrze, nie była to jego jedyna była żona, o czym doskonale wszyscy wiemy –

Almuth: Na pogrzebie WIDZIAŁAM nawiasem mówiąc tylko drugą.

Agatha: - ale ten człowiek mieszka w końcu mniej niż dwa kilometry od cmentarza.

Claire: Cukier fabryczny jest zmorą ludzkości.

Almuth: Claire, błagam cię.

Claire: Zmorą tego niegodnego ludzkości wieku przemysłowego. Cukier fabryczny atakuje kości, organy wewnętrzne, krew.  Na końcu upada dusza.

Agatha: Amen.

Claire: Naprawdę, powinnaś używać raczej słodzika. Pomyślność twojej duszy leży mi bardzo na sercu, wiesz o tym.

Almuth: Acha, a dlaczego w takim razie sama pijesz lemoniadę?

Agatha: Mieszka w odległości dwóch kilometrów od cmentarza i – i teraz robi się to interesujące, moje panie – także DOKŁADNIE w odległości dwóch kilometrów od miejsca wypadku.

Dziwny zbieg okoliczności, prawda?

Tu jest jego dom, tu jest cmentarz, a tu drzewo.

Claire: Chwileczkę. To była moja serwetka.

Agatha: Tu, gdzie teraz jest ten mały krzyżyk.

Almuth: Co chcesz dokładnie przez to powiedzieć, Agatho?

Agatha: Nad dalszą częścią teorii jeszcze pracuję.

Ale jedno jest dla mnie oczywiste –

Kelner: Czy mogę paniom jeszcze czymś służyć?

Agatha: W tej chwili nie.

Claire: Niech pan powie, młody człowieku – czy zauważył pan, że tu u pana okropnie ciągnie?

A co się tyczy tego diabelskiego proszku w tym małym pojemniczku –

Kelner: Przyniosę słodzik, Claire.

Agatha: Jedno jest dla mnie oczywiste, a mianowicie –

Claire: To miło z pańskiej strony, młody człowieku.

Agatha: Wiele wskazuje na to, że mamy tu pośród nas mordercę.

Mordercę i zaginionego dyrektora zarządzającego. Dyrektora zarządzającego hotelu. JEJ hotelu. Hotelu „Pod starą korwetą”.

Chciałam powiedzieć „Pod korwetą”.

No dobrze, ściśle mówiąc dyrektor zarządzający NIE przebywa naturalnie w tym momencie pośród nas –

Almuth: Chwileczkę. Czy chcesz przez to powiedzieć, że Friedrich mógłby być jakoś w ten śmiertelny wypadek swojej pierwszej żony ewentualnie –

Agatha: Nie. Jestem tego zupełnie pewna, że Friedrich jest w to w jakiś sposób wmieszany – ostatecznie on jest zawsze jakoś we wszystko wmieszany –

Almuth: O tak. To prawda.

Agatha: I tak, ten człowiek pali papierosa za papierosem – nie zjawił się na pogrzebie swojej byłej żony – do tego dochodzą te drogie garnitury z miasta, szyte na miarę –

Almuth: - jako młodego chłopaka PRZYŁAPANO go kiedyś z narkotykami –

Agatha: nie należy też zapominać o historii ze skarpą i tym nieszczęsnym budynkiem –

Almuth: Ach nie, to z narkotykami to był ten mały z apteki, ten, który miał takie okropne pryszcze.

Claire: Co za budynek?

Agatha: Twój budynek, Claire. Twój dom.

Ten, w którym z niezrozumiałych powodów nadal jeszcze mieszkasz.

Więc co tu dużo gadać: po tym człowieku można się wiele spodziewać. Ale jeśli chcemy zrobić z niego mordercę – chciałam powiedzieć, jeśli chcemy mu udowodnić przestępstwo –

Mewa krzyczy. Dwa razy w krótkich odstępach.

Agatha: - musimy mieć na to dowody. Taka jest prawda. Znajdujemy się przecież ostatecznie ciągle jeszcze w państwie prawa.

Almuth: Teraz, kiedy się nad tym zastanawiam: jego syna na pogrzebie też nie widziałam. A któraś z was?

Agatha: Czy on czasem nie był przed chwilą tutaj?

Claire: Liryka jest czymś wspaniałym, w mojej ocenie. Werbalny dywan, który umożliwia nam wgląd w obce sposoby percepcji.

Almuth: Skoro więc nikt nie chce mi podać cukierniczki –

Claire: Kalejdoskop, wodospad z sylab.

Almuth: - no to wezmę ją sobie sama, do jasnej cholery.

Przez otwarte drzwi „Morskiego dzbana” widać dwóch biegaczy w ruchu. Są ubrani w profesjonalne stroje sportowe do joggingu w otwartym terenie. Afirmujące życie kolory, absorbujące pot tkaniny, uśmiech, będący dzięki wieloletniemu treningowi wyzwaniem rzucanym wszelkim procesom starzenia się. Okrągłe światełka lamp na ich czołach kołyszą się tam i z powrotem w zapadającym półmroku.

Tak długo jak obaj biegacze są widoczni w drzwiach i za oknami, wszelkie rozmowy milkną, a goście lokalu spoglądają za nimi z namaszczeniem.

Almuth: Ale za to na temat samej ceremonii nie można powiedzieć złego słowa, przyznajmy.

Fuj, a co to takiego?

Agatha: To prawda. Czego w wypadku tej rodziny można się było spodziewać.

Almuth: Pomijając może tylko tego staruszka ze skrzypcami.

To przecież był cygan, w mojej ocenie.

Czy to guma do żucia czy mewie łajno?

Bardzo stylowe, wszystko było bardzo stylowe, przyznaję. I nikt zbyt histerycznie nie płakał. Coś takiego zawsze trochę przeszkadza na pogrzebach.

Agatha: Proszę zostaw to tam, gdzie było przylepione.

Almuth: Jakby ludzie nie wiedzieli na jaką imprezę się udają.

Z drugiej strony – taka nagła śmierć JEST naturalnie tragedią. A ona, koniec końców, była miłą osobą, prawda?

Claire: Kto?

Agatha: Zostaw to, błagam, tak jak było, Almuth.

Almuth: Jedzie sobie kabrioletem po zwykłej drodze, nie przeczuwając nic złego, i nagle z ciężarówki jadącej z przeciwnej strony obsuwa się niezabezpieczona kłoda drewna i jazda kończy się na drzewie.

Czegoś takiego nikt się przecież nie spodziewa. Że człowieka coś takiego spotka. W drodze na gimnastykę rehabilitacyjną.

Agatha: Zważywszy przy tym, że chodzi tu o jedyne drzewo jakie rośnie w tej okolicy.

Ale: jest tylko jeden świadek, który to widział. Kierowca ciężarówki. I on twierdzi, że ona bez wątpienia sama z siebie zjechała z drogi. I że kłoda spadła z platformy dopiero wtedy, kiedy zrobił manewr wymijania.

Z drugiej strony: Co innego może powiedzieć taki Polak jadący tu tranzytem.

Claire: Dziwka.

Agatha: Proszę?

Claire: Była cwaną dziwką. Królowa korwet. Sama to niedawno powiedziałaś.

Almuth: Chwileczkę, Agatho – skąd ty wiesz, co powiedział polski kierowca?

Agatha: Mieszka w naszym domku letniskowym.

Do zakończenia dochodzenia.

Claire: Cwana dziwka z wyraźną skłonnością do nimfomanii, tak się wyraziłaś.

Agatha: Czy w naszej małej czarnej książeczce mamy zanotowany jeszcze jakiś termin?

Almuth: Poczekaj, sprawdzę.

Nie. Dzisiaj nie. Jutro rano o dziewiątej musimy być w podstawówce u naszej nowej nauczycielki. Jak mówi jej sąsiadka, już drugi raz zamówiła sobie w internecie przesyłkę, która jest CAŁKOWICIE –

Claire: Popatrzcie. Na falach już znowu dryfuje pusty ponton.

Almuth: O mój Boże.

Agatha: Almuth.

Almuth: Czy przybywają – czy przybywają ci –

Mewa krzyczy. Tylko jeden raz.

Almuth: Czy oni przybywają teraz także i do nas, i wszyscy będziemy –

Agatha: Almuth. Jak się umawiałyśmy?

Almuth: Przepraszam.

Wiem.

Wiem: na ten temat nie rozmawiamy.

Agatha: Dokładnie.

Claire: Taki ładny ponton. Taki czerwony.

Czasami zagląda do mnie, mówiłam wam?

Friedrich. Architekt. Wtedy prowadzimy rozmowę.

Pisze strasznie deprymujące wiersze.

Przepiękne.

Z plaży dociera śpiew pijanego byłego pracownika dawnej fabryki konserw rybnych. Jego repertuar składa się z wiązanki przebojów z lat osiemdziesiątych, potem słychać jak woła zachrypniętym głosem swoją już przed laty zmarłą matkę.

Claire: Och. Ponton utknął teraz przy boi. Szkoda.

Kto pozbywa się czegoś tak ślicznego?

 

Sztuka "Dryf" (oryg. "Drift") otrzymała nagrodę na festiwalu Heidelberger Stückemarkt 2019.