„Sen nocy letniej” – Taniec przed potrójnym weselem

Martin Halter

Spektakl jak renesansowy obraz pełen uroku, gracji i okiełznanej namiętności: „Sen nocy letniej” Szekspira w teatrze we Freiburgu

Książę Tezeusz i Król elfów Oberon są w tym „Śnie nocy letniej”jedną i tą samą osobą: obaj to autorytarni wodzowie rządzący twardą ręką i tępą głową. Namiętnym kochankom i szczerze oddanym sztuce amatorom teatralnej trupy, gorliwym rzemieślnikom, nie jest przy nich wcale do śmiechu. W przedstawieniu polskiej reżyserki Eweliny Marciniak Hermia jest niewinną dziewczyną, obłapywaną przez mężczyzn, popychaną od jednego do drugiego i na siłę wyswataną. Aby sprawdzić czy już dojrzała jako kobieta, Tezeusz obcina jej osobiście włos łonowy i obwąchuje go, przy czym z ust cienie mu ślina.

Ale władza ojców nad dziećmi i głupcami kończy się na granicy królestwa fantazji. Senne fantasmagorie i erotyczne uniesienia, które się w nim dzieją, nie są dostępne logice męskiej władzy. Nie ma tu murów między kobietą a mężczyzną, człowiekiem i zwierzęciem, arystokracją i robotnikami, aktorami i publicznością - wszyscy są przeważnie nadzy i czują się wolni jak w raju. Ateńska młodzież, dyrygowana przez nonszalanckiego Puka, szaleje w strojach Adama i Ewy, naśladuje dźwięki zwierząt, udaje, że traci zmysły i że rozpacza, i kocha się nie zważając na szranki płci czy też klas społecznych.

Ale kiedy młodzi chcą rozszerzyć swoje terytorium także i na widownię i zachęcają publiczność kwiatami i czekoladą do wzięcia udziału w ich festynie w krainie większej harmonii, empatii i piękna, oraz nakłaniają ją do wyzbycia się wstydu, sceniczne „summer of love” zmienia się nagle w hipisowski kicz. Można się wtedy poczuć jak na sesji tantry u indyjskiego guru: lwy stają się potulne jak baranki, łagodne sarny dziczeją, z dorosłych robią się dzieci, a stary osioł Denko zamienia się nagle w milutki pluszowy fallus. Dwór książęcy nie ma dostępu do tego letniego, utopijnego święta. Dzięki niemu pod koniec wszyscy są ujarzmieni i posłuszni, gotowi ustawić się z rezygnacją do potrójnego wesela.

Marciniak słynie z silnych obrazów

Napięcia między autorytarną polityką i wolnością sztuki są znane Ewelinie Marciniak z jej własnych doświadczeń. Przed dwoma laty, kiedy prawicowo-konserwatywna partia PiS wygrała w wyborach, nowy minister kultury Piotr Gliński i demonstranci „Krucjaty Różańcowej dla Ojczyzny” żądali zdjęcia z programu wrocławskiego Teatru Polskiego jej rzekomo pornograficznego spektaklu Jelinek „Śmierć i dziewczyna”. Premiera była sukcesem, ale ten skandal teatralny miał konsekwencje: Teatr Polski ma teraz nowego dyrektora, a Marciniak pracuje częściej za granicą niż w kraju.

Reżyserka słynie właściwie z silnych teatralnych obrazów i zmysłowego teatru ciała, a nie z prowokacji. Potwierdza to także jej niemiecki debiut we Freiburgu. W spektaklu widzi się wprawdzie wiele nagości i mrocznego pożądania, utwór Szekspira mieni się przy tym kalejdoskopem barw i odcieni, jak niegdyś u Maksa Reinharda. Nie jest to wcale zła, animalistyczno-dzika czy też pornograficzna wizja, ale renesansowy obraz pełen uroku, gracji i namiętności, wzbogacony poprzez muzykę, pantomimę, teatr tańca i rymowane uzupełnienia tekstowe.

Kostiumy i scenografia Katarzyny Borkowskiej są sennym marzeniem. W namalowanym sielankowym krajobrazie pływają trzy olbrzymie muszle, które wyglądają czasem jak zamknięte ostrygi, a czasem służą za łoża do zmysłowych zagubień. Scena z „Narodzin Venus” Botticellego jest dokładną kopią tego płótna z wieloma obłokami i skrzydlatymi półbogami. Tytania pojawia się na scenie jak rodząca się z piany Afrodyta. Joanna Horsmann gra ją jako silną kobietę, która stawia długo opór Oberonowi i Pukowi, zanim ogarnie ją wreszcie rezygnacja. Mądrzejsza ustępuje i pozwala mężczyznom lubieżnie dyszeć, dokazywać i przewodzić. Marciniak i jej kobiecy zespół wodzą za nos po pełnej dwuznaczności scenie nie tylko polską krucjatę przeciwko kulturze, ale i cały patriarchat.

Najlepszy spektakl w światowym teatrze Carpa

Nowy dyrektor teatru we Freiburgu Peter Carp chce nadać swemu teatrowi zdecydowany międzynarodowy profil. Poprzednia dyrektorka Barbara Mundel widziała teatr jako „heart of the city”, ale wśród licznych warsztatów, projektów i dyskursów zapomniała o tym, żeby zaprezentować publiczności wielkie współczesne przeżycia teatralne. Carp wierzy w ciekawość mieszkańców miasta, ich zainteresowanie ludźmi i ich losami. Jego teatr chce ukazywać świat bez głoszenia wyraźnych przesłań. Tańczonych teoretycznych seminariów nie będzie się u niego oglądać - ostatecznie nauczył się on pokory w biednym Oberhausen, co się także ceni w zamożnym Freiburgu.

Start nowego dyrektora był internacjonalny. Irański reżyser Amir Reza Koohestani zaprezentował na początek „Wiśniowy sad” Czechowa ukazując problemy postmoderny czasów globalizacji, w tym procesy wykluczające i wkluczające w grupach whatsapp i w klubach. Wystawiono już także politycznie poprawny dramat dokumentalny z Afryki („Crudeland”), piękną i trzeźwą holenderską interpretację „Tańca śmierci” Strindberga, pełną czaru skomplikowaną francuską wariację „Opowieści Hoffmanna”, krzykliwą belgijską „Lulu” Wedekinda i odkrytą przez Hiszpanów wartką antykapitalistyczną rewię „Love Life” Kurta Weila.

Polski „Sen nocy letniej” Marciniak jest dotychczas najlepszym spektaklem w światowym teatrze Carpa, nawet jeśli jego końcówka wypadła nieco słabiej. Poetyckie obrazy, nie do końca zdradzające swoją tajemnicę, były po przerwie czasami samorefleksyjną gadaniną i grubo ciosaną dwuznaczną grą. Przebrani za amatorów zawodowi aktorzy, ci sami, którzy na początku przed sceną castingu rozdawali czekoladki, nakłaniali teraz energicznie publiczność do dołączenia do nich i uczestnictwa w wielkim projekcie ulepszania świata poprzez sztukę.

Tłumaczenie Iwona Uberman, publikacja w e-teatr 2018, oryginał w języku niemieckim ukazał się w FAZ (Frankrurter Allgemeine Zeitung) w styczniu 2018