Daleko od Bożego Narodzenia

Dlaczego warto w czasie świąt obejrzeć w Berlińskim Muzeum Żydowskim wystawę „Ojczyzna i obczyzna” („Heimat und Exil“)


Żadne inne święto nie wiąże się tak silnie z pojęciami ojczyzny, harmonii rodzinnej, pragnieniem pokoju i świątecznej atmosfery jak Boże Narodzenie. Podczas żadnego święta szczęśliwe godziny w kręgu bliskich, tradycyjne potrawy, prezenty, poczucie spokoju i zadowolenia nie są równie ważne jak w czasie święta narodzin Chrystusa. Także szczególnie silne poczucie więzi narodowej jest tu znaczącym elementem. Boże Narodzenie jest także dzisiaj źródłem wielkiej fascynacji. Również dla tych, dla których w życiu codziennym religia odgrywa tylko niewielką rolę.

Łatwo sobie wyobrazić, że fenomen Bożego Narodzenia emanował na otoczenie przed stu laty równie silnie jak dzisiaj. Być może nietrudno jest także zrozumieć, dlaczego w Niemczech nawet Żydzi ulegli tej fascynacji. Nawet ci z nich, którzy nie zamienili swojej starotestamentowej religii na chrześcijańską, co w Niemczech XIX-go wieku miało dość często miejsce, świętowali Boże Narodzenie. Tę dość nietypową sytuację tłumaczyli oni sobie i światu uznaniem święta dni 24-26 grudnia za święto narodowe w Niemczech i swój udział w nim udziałem „jako obywatele niemieccy, nie jako Żydzi”. Wśród wielu żydowskich rodzin Boże Narodzenie stało się jednym z najważniejszych świąt w roku. Było ono integralną częścią ich życia, stanowiło o przynależności do niemieckiej ojczyzny.

Z dojściem Hitlera do władzy rozpoczęło się powolne odgraniczanie i pozbawianie praw europejskich Żydów. W Niemczech stracili oni najpierw posady i pozycję społeczną, potem prawa obywatelskie, zakorzeniony w niemieckiej kulturze sposób życia, a następnie dobytek i poczucie przynależności narodowej. Wielu z nich musiało w końcu zapłacić życiem za błąd, jakim było uznanie państw Europy za swoją ukochaną ojczyznę. Inni, którzy we właściwym czasie zdecydowali się na emigrację, wiedli dalszą egzystencję z poczuciem olbrzymiej straty. Przede wszystkim tego, co „było ich życiem”. Nie było to wcale proste. Zdumiewające jest, jak rzadko w powojennej Europie, także w Niemczech, stawiało się pytanie, co właściwie stało się z przepędzonymi Żydami. Jak potoczyły się ich losy na obczyźnie? Jak żyli? Czy wracali wspomnieniami do „dawnej ojczyzny”, czy też musieli o niej absolutnie zapomnieć, aby móc egzystować?

Pytaniom tym poświęcona jest obecnie wystawa w Żydowskim Muzeum w Berlinie. Przedstawia ona losy Żydów niemieckich, z których część stanowią przybysze żydowscy z Europy Wschodniej obdarzeni obywatelstwem niemieckim w czasach Republiki Weimarskiej (1918–1932). Przybyli oni do Niemiec uciekając przed prześladowaniami, które od połowy XIX-go wieku miały na wschodzie niestety często miejsce. Wystawa „Ojczyzna – obczyzna” została zaplanowana jako wystawa wędrowna i po Berlinie (do kwietnia 2007) pokazana będzie także w domu historii w Bonn, a następnie w Lipsku.

Prezentacja losów emigrantów skupia się przede wszystkim na pokazaniu historii przeciętnych ludzi. Osoby znane jak Albert Einstein, Zygmunt Freud, autorka Anna Seghers czy socjolog Max Horkheimer nie są pominięte, ale nie są one głównym tematem wystawy. Ostatecznie wśród 280.000 żydowskich emigrantów (wśród nich ok. 40.000 wcześniejszych obywateli Europy Wschodniej) tylko nieliczni byli sławni. Niektórzy emigranci zrobili karierę w nowym kraju, np. dzisiejszy dyrektor Berlińskiego Muzeum Żydowskiego W. Michael Blumenthal – wcześniej amerykański minister finansów w rządzie Jimmy Cartera, czy Hans Guenter Flieg, słynny fotograf w Brazylii lat 50-tych. Inni, jak pisarz Stefan Heym stali się znani dopiero po wojnie, po powrocie do Niemiec. Organizatorzy wystawy starali się jednak zachować właściwe proporcje. „Ojczyzna i obczyzna” opowiada historie zwyczajnych „zjadaczy chleba”.

Pierwsza sala wystawowa pokazuje (jeszcze) szczęśliwy czas Republiki Weimarskiej. Żydzi (ok. 500.000 czyli mniej niż 1% ludności ówczesnych Niemiec) są integralną częścią niemieckiego społeczeństwa. Prowadzą mniejsze lub większe sklepy, firmy i zakłady. Jak wszyscy z wykształceniem uniwersyteckim (14% studentów w kraju stanowią Żydzi, wśród kobiet liczba ta jest jeszcze wyższa) i dzięki niemu osiągniętymi dobrymi posadami, chodzą do teatrów, biorą udział w popołudniowych spotkaniach przy kawie, w przedsięwzięciach charytatywnych. Są prawie niewidoczni w społeczeństwie i jeśli ktoś zwraca na siebie uwagę jako Żyd, to jest to najczęściej wschodnioeuropejski napływowiec, który wyróżnia się akcentem, religijnymi akcesoriami i nierzadko biednym wyglądem. Między tymi – jak często mówi się w kręgach Żydów od pokoleń żyjących w Niemczech – „Polakami, wiesz, co mam na myśli” (Polak oznacza tutaj także: Rosjanin, Ukrainiec, Litwin; słowem Żyd przybyły niedawno ze Wschodu), między „Polakami” a żydowskimi „Niemcami” przebiega nieprzekraczalna granica. Mimo że wielu jeszcze przez następne lata nie będzie chciało w to uwierzyć, dobre czasy wszystkich Żydów w Niemczech kończą się nagle i nieodwołalnie w roku 1933.

Pierwszymi, którzy są dotknięci zmianą, są znani intelektualści i ludzie politycznie zaangażowani. Jako pierwsi muszą wyruszyć w drogę. Większość z nich jest jednak przekonana, że opuszcza Niemcy jedynie na krótki czas. W miarę stopniowego odcinania Zydów od możliwości zarobkowych (zakazy pracy dla żydowskich sędziów: marzec 1933, urzędników: kwiecień 1933, aktorów: marzec 1934, muzyków: marzec 1935, dziennikarzy: kwiecień 1936, lekarzy: lipiec 1938, adwokatów: wrzesień 1938, itd.), coraz więcej osób staje przed pytaniem możliwości egzystowania w Niemczech. Ale dokąd się udać? I z czym? Z pustymi rękami? Bez znajomości języków obcych, bez oszczędności i widoków na zarobek (po roku 1934 wolno wywieźć z kraju tylko małą część posiadanej własności, po 1938 tylko 10 marek niemieckich na osobę)? Przyszłość za granicą jest niepewna i napełnia lękiem.

Polityka nazistowskich Niemiec jest pełna sprzeczności. Celem jej jest przepędzenie Zydów, ale z drugiej strony piętrzy coraz to nowe, prawie niepokonywalne trudności biurokratyczne, które uniemożliwiają wielu wydostanie się z kraju. Szczęśliwcy, którym mimo wszystko udaje się zdobyć upragnione dokumenty, mogą opuścić Niemcy tylko pod warunkiem, że zostawią prawie cały swój dobytek (nieważne czy duży czy mały). Dla wielu wyjazd oznacza także długi.

Dokąd iść? Gotowość zagranicy, aby pomóc uciekinierom, jest z dnia na dzień, z każdym nowym przybyszem coraz mniejsza. Wbrew szeroko rozpowszechnionym naiwnym wyobrażeniom, że każdy Zyd ma wszędzie krewnych, tylko mała część Zydów niemieckich posiada kontakty czy rodzinę za granicą. Dokąd iść? Do Francji? W latach przed okupacją kraju (1933–1940) Francja przyjmuje ok. 100.000 prześladowanych z Niemiec, wśród nich wielu Żydów. Przybywają oni legalnie i nielegalnie. Tylko część z nich (ok. 20.000) otrzymuje pozwolenie na pobyt, reszta jest zmuszona emigrować dalej lub zostaje wydalona z kraju. Do Holandii? W listopadzie 1938 (czasie masowej ucieczki po koszmarach nocy kryształowej) granica zostaje zamknięta. Do Polski? Od jesieni 1938 nie wpuszcza się tutaj nawet polskich Żydów, którzy czasowo przebywali w Niemczech. Do Stanów Zjednoczonych? Ale skąd wziąć affidavit (specjalne poręczenie od amerykańskiego obywatela, który posiada stały i dobry dochód finansowy), bez którego uzyskanie wizy jest niemożliwe? I co zrobić, jeśli otrzyma się obietnicę wizy, ale kwota emigracyjna pozwala na jej wystawienie dopiero za 10 lat? Interesującym eksponatem wystawy jest mapa świata przedstawiająca ponad 90 krajów, które przyjęly żydowskich uchodzców. Niektóre z nich ratują życie wielu ludziom: USA 130.000, Wielka Brytania 40.000, Francja 20.000 (i wielu uciekinierów tranzytowych), Holandia 25.000, Argentyna 30.000, Shanghai 20.000, Brazylia 15.000. Także Palestyna, w owym czasie obszar mandatu brytyjskiego, jest ważnym krajem dającym schronienie 60–70.000 ludzi. Inne państwa wpuszczają tylko nielicznych: Malta 18, Bocwana 10, Uganda 2, Malazja 5, wyspy Fidżi 4.

Wystawa przedstawia nie tylko ogólne warunki emigracji, ale także trudności i często nieudane próby wżycia się w nowe (często przypadkowo zamieszkiwane) otoczenie. Konkretne losy pozwalają zrozumieć, jak ciężko było wielu kobietom żydowskim emigrującym do Anglii jako pomoc domowa (długo jedyny sposób otrzymania wizy) sprostać nowemu zadaniu. Wiele z nich miało za sobą karierę zawodową jako nauczycielki, lekarki, dziennikarki, czy tez życie jako żony profesorów i właścicieli firm, posiadającymi w przeszłości własny personel domowy. Teraz musiały one pogodzić się nie tylko z utratą pozycji społecznej i często złym traktowaniem przez pracodawców czy nowymi dla nich obowiązkami. Przyjeżdżały one do Anglii same i myśli ich krążyły wokół znajdujących się daleko, często nadal w zagrożonych Niemczech, innych członków rodziny. Innym przykładem są naukowcy, szefowie firm czy ludzie pióra, którzy nagle musieli zaakceptować nową egzystencję pracownika na roli czy też hodowcy-farmera w USA i Palestynie.

Wzruszająca jest niewiedza emigrantów dotycząca realiów życia kraju, do którego się udawali, przedstawiona przy pomocy zabieranych ze sobą przedmiotów: serwisu do kawy, który na pustyni palestyńskiej był bezużyteczny, kryształowej wazy, która w Boliwii czy Brazylii nie mogła się do niczego przydać. Także próby trzymania się niemieckich obyczajów, zamykanie oczu na nową rzeczywistość i przebywanie w myślach nadal „w domu”, wystawianie niemieckich sztuk teatralnych, wytwarzanie – w miarę możliwości – niemieckich ciast, potraw i przetworów mięsnych, hołdowanie niemieckiej modzie (biała koszula i krawat także na pustyni) i nawykom (popołudniowe picie kawy) pokazują wyraźnie, jak trudno było oderwać się od dotychczasowej ojczyzny. Dla niektórych – z perspektywy pozostałych w Niemczech – szczęśliwców, którym udała się emigracja, nowy początek na obczyźnie kończył się fiaskiem. Nie widząc innego rozwiązania dla swoich problemów, odejmowali sobie oni życie.

W sali przedstawiającej sytuację emigrantów we Francji, można odkryć historię amerykańskiego dziennikarza Variana Fry’a, która jeszcze ciągle jest za mało znana. Ten jedyny utytułowany przez izraelskie muzeum Yad Vashem tytułem „sprawiedliwego wśród narodów świata” Amerykanin, jest czasem także nazywany „Oskarem Schindlerem artystów”. Ponad 2000 zagrożonych we Francji przez faszystów zawdzięcza mu życie. Wśród nich wielu Zydów: pisarze Walter Mehring, Lion Feuchtwanger i Franz Werfel, malarz Marc Chagall, filozof Hanna Arendt. Często wbrew woli amerykańskiego konsulatu w Marsylii, Fry zdobywał dla ukrywających się w okupowanej Francji wizy amerykażskie i bilety na statek, a kiedy port w Marsylii został zamknięty dla ludności cywilnej, pomagał im w wydostaniu się z pułapki organizując nielegalne przejścia przez Pireneje i stąd dalej do Portugalii i za ocean. Fry pracował dla nierządowej organizacji pomocy Emergency Rescue Committee, której celem był ratunek zagrożonych artystów i naukowców. Także nieżydowscy uciekinierzy, m.in. malarz Max Ernst, pisarz Andre Breton czy artysta Marcel Duchamp skorzystali z pomocy organizacji. Akcje ratunkowe ERC były wprawdzie zgodne z osobistym przekonaniem prezydenta Roosevelta, ale nie zawsze z oficjalną polityką władz emigracyjnych Stanów Zjednoczonych. Dlatego nie jest zadziwiające, że Varian Fry został schwytany przez policje francuską dzięki informacjom od amerykańskiego konsulatu przekazanym rządowi Vichy. Na początku roku 1942 dziennikarz został wydalony do USA. Jego bohaterska postawa zapadła w zapomnienie po zakończeniu wojny. Dopiero w roku 1967, roku śmierci Frya, został on przyjęty w poczet francuskiego legionu honorowego. Wyróżnienie w izraelskim muzeum holocaustu miało miejsce dopiero w roku 1995.

Tylko niewielka grupa (ok. 5%) emigrantów wróciła po wojnie do Niemiec. Powody powrotu były różnorakie. Dla autorki Hilde Domin ojczyzna oznaczała rodzinną mowę i chciała ona żyć wśród niemieckich dźwięków. Aktor Fritz Kortner, który po powrocie rozpoczął drugą karierę jako reżyser, wrócił, aby przypomnieć niemieckiej publiczności jej wielkich klasyków. Kiedy po premierze przedstawienia Lessinga „Minna von Barnhelm” rozpętała się burza i prasa twierdziła, że Kortner dopisał tekst Lessingowi, reżyser mógł udowodnić, że jedynie włączył do dramatu teksty wykreślone przez cenzurę nazistowską trzeciej rzeszy. Jeszcze inni emigranci chcieli nareszcie znowu żyć w ukochanym otoczeniu Berlina, Kolonni czy Drezna. Jak reagowali oni na ruiny miast, które często były dla nich zaskoczeniem, jak na wrogie czy w najlepszym razie zimne przyjęcie i zarzuty, że „przeżyli te straszne czasy bezpiecznie za granicę”, nie jest już tematem tej wystawy. Także pytania dotyczące ponownej asymilacji i powrotu do dawnych obyczajów i tradycji, np. Bożego Narodzenia, nie zostają naświetlone.

Ale właśnie w czasie świąt Bożego Narodzenia, czasie pokoju, radości i harmonii, warto jest oddać się refleksji nad losami bohaterów wystawy. Właśnie w tym czasie można szczególnie dobrze zrozumieć tragizm losu ludzi, którzy przez długi czas byli tych ważnych wartości pozbawieni. Wyciągnąć wnioski z przeszłości i postarać się, aby Boże Narodzenie oznaczało zawsze dla wszystkich szczęśliwe wydarzenie, jest także dzisiaj godnym realizacji celem. Wystawa „Ojczyzna-obczyzna” dostarcza wielu inspiracji, aby się nad tym zastanowić.

Wystawa w Berlińskim Muzeum Żydowskim jest otwarta do kwietnia 2007