Lukas Bärfuss, Dwadzieścia tysięcy stron oryg. Zwanzigtausend Seiten (fragment)

 

PO DRUGIE

Wielkie misterium

W mieszkaniu profesora. Profesor siedzi przy stole, oddany nieznanej czynności.

Lorena: Jeśli myśli pan, że otrzyma pan odszkodowanie: Wszedł pan do tego dołu z własnej woli –

Tony: Chcę z nim porozmawiać.

Lorena: Nie może pana teraz przyjąć. Pan profesor jest zajęty.

Tony: Jest profesorem. Jak się nazywa.

Lorena: Blonay. Jean-Francois Blonay.

Tony: Blonay. Jak to się pisze.

Lorena: B-L-O-N-A-Y.

Tony: To nazwisko, które znajduje się na książkach.

Lorena: Jak widać, nie ma pan pojęcia, o kim rozmawiamy.

Tony: To on napisał książki, które zrzucił mi na –

Lorena: To tak samo, jakby Napoleon toczył bitwę w pojedynkę. On odpowiada za oficjalny raport jako osoba kierująca.

Tony: A dlaczego wyrzuca ten kram przez okno.

Lorena Pan profesor zerwał z historią. Ten raport, jak się wyraził, stał się nie tylko dziełem jego życia, ale także nieszczęściem jego życia.

Tony: Rozumiem.

Lorena: Ponieważ rząd tego kraju zlecił mu owo zadanie, wierzył, że jego obowiązkiem jest prawdziwe, bezlitosne ukazanie powiązań, że leży to w interesie ogółu i dlatego, tak powiedział profesor, to zadanie należało powierzyć jedynie najbardziej nieustraszonym, najdokładniejszym głowy, zebrał więc samych koryfeuszy, to znaczy, musiał ich z trudem wyszukać, gdyż w rzeczywistości w tym kraju duch został już prawie całkowicie wytępiony, i za późno zrozumiał swój błąd, tak powiedział profesor, gdyż nie chodziło tu wcale o to, żeby stworzyć doskonałe dzieło, ponieważ w tym kraju wszystko, co jest doskonałe, jest zarazem niebezpieczne. To, czego oczekiwano, miało być zwyczajne, przeciętne w formie i treści, ten kraj i jego instytucje istnieją jedynie po to, aby obrzucać błotem piękno, ośmieszać bystrość umysłu, przekształcać inteligencję w głupotę i zarzucać szczerości, która była motorem działania, tak powiedział profesor, niskie pobudki. Od samego początku, ponieważ podjął się tego zadania, mieszano go z błotem, nie po to, żeby się go pozbyć, jak na początku myślał, przeciwnie, uświnianie jego osoby, jak wyraził się profesor, jest w tutejszym kraju zwykłą formą integracji. Ponieważ każdy śmierdzi, wszyscy muszą śmierdzieć, gdyż ten kraj jest latryną, dołem z gnojówką, wychodkiem, ślady gówna na twarzy są znakiem rozpoznawczym i jeśli czyjś oddech nie pachnie jak odpływ ścieków, jeśli kogoś nie zanurzono po uszy w odchodach, nie może być członkiem wspólnoty. To jasne, tak powiedział profesor, że subtelni, delikatni i wrażliwi giną niechybnie w oparach z kloaki, umierają najczęściej już w dzieciństwie, jak się wyraził profesor, jeśli w ogóle zostaną poczęci i przyjdą na świat. Jako że w biegu wieków zaczął górować gatunek, któremu nie szkodzi plwocina, który jest wystarczająco odporny, aby przeżyć w wychodku, co więcej: dla tych ludzi ordynarność jest nawozem, na którym rozwija się ich cuchnąca egzystencja, jak się wyraził profesor, i dotyczy to wszystkich instytucji, uniwersytetów, gospodarki i w najczystszej formie polityki. Przez większość swojego życia uważał, że przynajmniej na szczycie tego państwa musi znajdować się znakomitość, ale z czasem przekonał się, że właśnie tam nikczemność jest największa, co nie jest wcale zadziwiające, tak powiedział profesor, że członek rządu i eunuch z haremu podają sobie dłonie, gdyż najważniejszym warunkiem, aby nadawać się na najwyższy urząd państwowy jest duchowa impotencja, zupełny brak charakteru. Kręgosłup, tak pan profesor, jest w tym kraju synonimem nieudolności życiowej. I ponieważ każdy o tym wie, maluje najpierw własny obraz jako człowieka przyzwoitego, stałego w swoich poglądach i budzącego zaufanie, aby jak tylko zajdzie potrzeba, niszczyć ostatnie wartości duchowe, a nawet wyznawaną wiarę, którą przez dziesiątki lat obnosił przed sobą jak świętą monstrancję, wrzuca ją bez wahania pospiesznie do lamusa a to, co uznawał dotąd za dewizę, zwraca między posiłkami jak gdyby miał mdłości. Jedyną cnotą jest zdrada, jedyną zasadą oportunizm, i on, profesor, pojął późno, ale na szczęście nie za późno, że dzieła historyczne są rozumiane w tym kraju jako atak na codzienne życie nie dzięki ich ważkości, ale poprzez samo przedstawienie przeszłości, gdyż brak zasad, lizusowstwo, korupcja i perfidia, stanowiące główne filary tutejszej osobowości, wychodzą w nich nieuchronnie na jaw. Dlatego też, a wiemy o tym już od ponad stu sześćdziesięciu lat, opowiada się tu wszelkie możliwe sagi i zadziwiające historie o własnej okolicy z największą dokładnością, przemilczając zarazem, jak to się stało, że dziadek poślubił babcię – gdyż jeśli potomstwo dowiedziałoby się szczegółów, tak pan profesor, wstydziłoby się, że jest latoroślą takiego połączenia. Dlatego wyrzucił swoje dzieło do dołu, tak powiedział profesor, spożytkowując je w jedyny sensowny sposób jako strawę dla spalarni odpadów, żeby palący się papier przynajmniej ogrzał nieco izby dobrych obywateli.

Tony: Spalił książki.

Lorena: Od tej pory czuje się o wiele lepiej. Ma teraz czas na swoje prawdziwe, niedawno odkryte powołanie.

Tony: I co takiego robi.

Lorena: Dzieli na różne grupy. Po pierwsze według kolorów, po drugie rozmiaru, po trzecie rodzaju umocowania, po czwarte materiału. Możliwe, że powinniśmy zacząć od końca, gdyż materiał jest pod pewnym względem najważniejszą kategorią. Najbardziej rozpowszechnione jest tworzywo sztuczne, następnie drewno, metal, szkło, masa perłowa, pokrycie tkaniną, kość, szylkret, porcelana, tagua, którą pan profesor szczególnie lubi z powodów zawodowych, jako że czas świetności taguy minął dziesiątki lat temu, a więc jest to materiał historyczny, i w końcu, bardzo rzadko, kamień szlachetny, prawie jedynie teoretycznie, gdyż znamy tylko jeden jedyny przypadek, prawda panie profesorze, to był przecież agat? Profesor patrzy pustym wzrokiem, ma zmęczone oczy. Jest jedenaście kategorii materiałowych, przy czym większość z nich można podzielić na liczne podkategorie. Nie każde tworzywo sztuczne jest jednakowe, istnieje na przykład akryl, nylon, bakelit, sztuczna żywica, pan profesor Blonay zdefiniował tu dziewięć podkategorii –

Blonay: Dziesięć –

Lorena: - dziesięć podkategorii, prowadziłoby to za daleko, gdyby je panu wszystkie opisywać, ale może pan sobie wyobrazić, że także drewno można różnorodnie dzielić, wiśnia, brzoza, heban, dąb, topola – ile ich jest tym razem, panie profesorze –

Blonay: Dwanaście.

Lorena: Przy metalu trafia się przede wszystkim mosiądz, rzadko cyna, u niektórych wywołuje alergię, zdarza się aluminium, ale tylko w tanich produktach, te bajkowe ze srebra i złota rzeczywiście istnieją, jak pan pewnie przypuszcza, rzadko, ale powiem w skrócie – ogólnie mówiąc pan profesor zdefiniował dziewięć kategorii materiałowych i trzydzieści cztery podkategorie. Można je łatwo od siebie odróżnić, w razie potrzeby przy pomocy analizy spektralnej, co byłoby także możliwe nawet w jeszcze większym stopniu w przypadku następnej kategorii, kategorii kolorów, gdyż każdy odcień nie jest niczym innym jak tylko dokładną długością fali reflektowanego światła, jak powiedziałam, byłoby to możliwe, ale mało sensowne, gdyż ludzkie oko korzysta z niedokładnej skali i nie jest w stanie rozróżnić pomiędzy powiedzmy ciemną zielenią butelki a jasną zielenią jodły. Pan profesor zdecydował się na 23 różne odcienie plus dwa niekolory biały i czarny, to uproszczenie, którego nie można użyć przy kategorii wielkości, gdyż w tym przypadku uczucie estetyczne jest wrażliwsze na różnice i przedmiot, który jest prawie taki sam, ale jednak odrobinę większy lub mniejszy zwraca uwagę, i dlatego liczą się tutaj milimetry, co jednocześnie wpływa na podział, który jest robiony w milimetrach, przy czym najmniejszy opisany egzemplarz ma półtora a największy sześćdziesiąt cztery milimetry średnicy i pan profesor posiada dlatego guziki w sześćdziesięciu jeden różnych rozmiarach. Pozostaje jeszcze sprawa rodzaju umocowania, występują tu jedynie dwa, mianowicie dziurka i pętelka, która nie ma żadnych podkategorii. Dziurki występują w liczbie dwóch, czterech i niezwykle rzadko sześciu lub trzech, co jest, jak przypuszczamy, francuskim żartem bez praktycznego zastosowania.

Tony: Guziki. Profesor sortuje guziki.

Lorena: Armia Zbawienia przynosi co tydzień jedną skrzynkę, gdyż przy przerabianiu starych tekstylii aplikacje, a zwłaszcza guziki, często odpadają od ubrań.

Tony: Po co, na litość boską.

Lorena: Bo jest to konieczne. Pan profesor wierzy w oświecenie i cywilizację, w kulturalne formy postępu – i ta wiara skłania go do walki o niuanse, przez całe życie walczył przeciwko generalizowaniu, co właśnie stało się jego nieszczęściem życiowym, jak sam to nazywa, gdyż opinia publiczna jest żądna jedynie generalizowań, ale on, rozumie pan, dążył w swoich pracach do tego, żeby wszelkie okoliczności determinujące wydarzenia historyczne, przedstawiać w całej pełni. Upraszczanie było dla pana profesora zawsze okropne. Bóg, tak często mówi, tkwi w szczególe i właśnie ten szczegół należy zauważyć i nadać mu właściwą wagę, dlaczego miałby więc przy tej pracy zrezygnować ze swoich zasad.

Blonay wzdycha głośno.

Lorena: To wszystko na ten tydzień. Przyniosę herbatę i parę kanapek. Może pan tymczasem –

Blonay: Tutaj. Przyjrzyj się temu.

Tony: Co to takiego.

Blonay: Zagadka. Tajemnica.

Tony: Guzik. Zupełnie zwyczajny guzik.

Blonay: Popatrz dokładnie.

Tony: Ma tylko jedną dziurkę.

Blonay: Guzik z tylko jedną dziurką. Czy można sobie wyobrazić większe misterium. Czy chodzi tu o błąd produkcyjny. Albo może istnieje nieznana mi jak dotąd technika, przy pomocy której można przyszyć guzik, który ma jedynie jedną dziurkę.

Tony: Nie mogę tego –

Blonay Może to tylko infamia ze strony jakiegoś żołnierza Armii Zbawienia, który chce, abym stracił zmysły. Skąd mam to wiedzieć. Skąd mam to wiedzieć.

Tony: Panie profesorze, może –

Blonay: Potrzebny mi jest drugi egzemplarz. Wtedy będę wiedział, czy to szaleństwo czy też metoda.

Lorena: Proszę, jest herbata. Powinniśmy teraz z przyjemnością wypić dla zdrowia jedną filiżankę i potem pan profesor zajmie się ponownie pracą. Właśnie nadeszła nowa dostawa z Armii Zbawienia, pięć kilo pięknych świeżych guzików, czyż to nie błogosławieństwo.

Blonay: Może jest wśród nich, drugi guzik z jedną dziurką. Pomożesz mi poszukać, no co, pomożesz mi poszukać.

Tony ucieka.

Sztuka "Dwadzieścia tysięcy stron" ("Zwanzigtausend Seiten") jest dostępna przez Agencję Dramatu i Teatru ADiT. Fragment został opublikowany w: magazynie literackim "Radar" 10/ 2012