Zeznania z raju bankowców
„Das Himbeerreich” Andresa Veiela w Sztutgarcie i Berlinie

Od czasu kiedy „Black Box BRD” pojawił się w roku 2001 na ekranach niemieckich kin minęło ponad 10 lat. Ten dokumentalny film Andresa Veiela był ważnym i szeroko dyskutowanym wydarzeniem. Reżyser nakreślił w nim obraz Republiki Federalnej Niemiec od lat siedemdziesiątych XX wieku. Na podstawie życiorysów Alfreda Herrhausena, prezesa zarządu Deutsche Bank, zamordowanego w 1989 roku przez członków Rote Armee Fraktion oraz terrorysty RAF Wolfganga Gramsa, zastrzelonego przez policję w zastawionej na niego w 1993 roku pułapce, Veiel przedstawił konflikty polityczne i zbrojne zamachy wstrząsające przez wiele lat Zachodnimi Niemcami. System polityczny i gospodarczy RFN oraz ich dalszy kierunek rozwoju nie były wcale w pełni akceptowane przez wszystkich obywateli. Agresywny i dynamicznie rozwijający się kapitalizm miał wielu przeciwników - nie tylko wśród członków i sympatyków RAF. Nie każdy czuł się dobrze w luksusie powstałym na wyzysku trzeciego świata. W „Himbeerreich”, „rajskim królestwie malin” jak nazwała go kiedyś wytykając jego nadmierny dobrobyt Gudrun Esslin, nie wszystko było też czyste etycznie i moralnie.

Filmując ludzi stykających się na codzień z Alfredem Herrhausenem, należącymi jak on do elity świata finansowego, A.Veiel usłyszał stwierdzenia, które zapadły mu w pamięci. Już wtedy wielu z managerów zdawało sobie sprawę ze zbliżającej się katastrofy. Kryzys bankowy, który dla zwykłych obywateli objawił się nagle dopiero w 2008 roku, nie spadł wcale jak grom z jasnego nieba. Wielu bankowców przewidywało go od dawna. Dlaczego więc nie podjęli działań, aby mu zapobiec? Czy uniknięcie kryzysu było możliwe? Czy istniały alternatywy dla rozwoju systemu finansowego? A. Veiel, który jest nie tylko dokumentalistą filmowym – w roku 2005 powstał w podobny sposób jak „Black Box BRD” jego znany spektakl teatralny „Kick” („Kopniak”) - podjął próbę zgłębienia tych i podobnych pytań. Wybór sceny teatralnej a nie oka kamery, miał tym razem względy praktyczne. Reżyser chciał spojrzeć pod znaną już z fachowych analiz gospodarczych powierzchnię problemu. Ale związani tajemnicą zawodową managerowie byli gotowi do rozmowy jedynie przy zachowaniu całkowitej dyskrecji. Aby im ją zapewnić, zebrany 1500 stronicowy materiał został poddany anonimizacji i zredukowany do czterdziestu stron. Z relacji ponad dwudziestu rozmówców A.Veiel stworzył pięć fikcyjnych postaci bankowców, wśród nich jedną kobietę. Ich wypowiedzi są jednak wolne od fikcji literackiej.

Premiera sztuki A. Veiela „Das Himbeerreich”, powstałej jako kooperacja teatrów Schauspiel Stuttgart i Deutsches Theater Berlin, odbyła się w styczniu 2013. Kto znał wcześniej twórczość reżysera wiedział, że nie będzie to kryminał z dreszczykiem. Nie oczekiwano pełnych napięcia scen z posiedzeń zarządu, ostrych walk na słowa, wartkiej akcji wciągającej widza w swój wir czy też psychogramu hazardzistów lub rekinów finansowych - słowem przeniesienia na scenę hollywoodzkich opowieści o Wall Street. Trudno było jednak wyobrazić sobie, jak by inaczej przedstawić ten temat. Dlatego też pytanie zaprzątało berlińską i sztutgarcką prasę na długo przed obu premierami, a fakt, że o sztuce wiele pisano nie w części poświęconej kulturze ale na pierwszych stronach dzienników, był prawdziwym ewenementem w historii premier teatralnych. Veiel nie zawiódł pokładanych w nim oczekiwań – także i tym razem stał się kronikarzem niemieckiej współczesności.

Na prawie pustej scenie kojarzącej się z pomieszczeniem sejfowym lub luksusowymi, odciętymi od świata salami konferencyjnymi, stoi parę czarnych stylowych foteli. Z prawej lub lewej strony pojawiają się niekiedy przeszklone windy jeżdżące w górę i w dół. Postaci ubrane w eleganckie garnitury wypełniają przestrzeń tworząc różne konstelacje. Stojąc lub siedząc w fotelach są prawie zawsze zwrócone w stronę widowni i mówią głównie w jej stronę. Dialogi rzadko się zdarzają.

Bohaterami wieczoru są osoby obejmujące jeszcze niedawno wysokie stanowiska, obecnie odstawione na boczne tory. Nie są oni zwolnieni z pracy – z tych pozycji nie można spaść aż tak nisko. Dlatego przychodzą do biura, mają do dyspozycji służbowe samochody z kierowcą i własne gabinety - trochę mniejsze niż poprzednio i położone na niższym piętrze. Pensje byłych szefów pozostają wysokie. W skurczonym do rozmiaru bankowego biurowca świecie „Himbeerreich” wszystko wydaje się być nadal w porządku. Ale utrata prestiżu wewnątrz własnej instytucji jest odbierana przez managerów jako osobista porażka. I nadmiar czasu skłania do wyznań. O wielkich interesach popieranych przez politykę i o tym, jak w celu ich przeprowadzenia niejedna statystyka została spreparowana lub upiększona. O strategiach na posiedzeniach zarządu, umożliwiających podjęcie niejednej nie całkiem legalnej decyzji. O postawie milczącej zgody w sytuacjach kiedy należało powiedzieć „nie”. O zrozumiałej psychologicznie niepewności i tchórzeniu przed walką przeciwko rzekomej jednomyślności kolegów. O sprzeciwie, przeforsowaniu w pojedynkę swojego zdania i namacalnych dowodach na to, że miało się rację i uratowało bank przed  milionową stratą, co jednak zostało „nagrodzone” niespodziewanym zdjęciem ze stanowiska, gdyż działało się wprawdzie na korzyść instytucji i jej klientów, ale wbrew skierowanym w przyszłość dążeniom systemu.
Dla fachowców ekonomicznych wieczór Veiela jest źródłem bulwersujących, szczegółowo opowiadanych sekretów. Ale nawet nie znający się na sprawach gospodarczych widz jest poruszony tym, co słyszy na scenie. Historie jak ta o fuzji z amerykańskim bankiem, który posiada na stanie wielką ilość kredytów hipotecznych, w tym liczne położone w osiedlach na granicy meksykańskiej, są szybko zrozumiałe dla każdego. Nie trzeba być specjalistą, żeby pojąć, że kredyty nie mają pokrycia i że chodzi tu o przysłowiowe potiomkinowskie wsie i pranie brudnych pieniędzy z handlu narkotykami. Oczywiście wiedzą o tym dobrze także bankowcy. Przymykają jednak oczy, aby wcielić w życie plany wydające się korzystnymi dla przyszłości gospodarczej państwa i aby dotrzymać kroku centrom finansowym w Nowym Jorku i Londynie.

Wiele takich opowieści słyszy się w ciągu tego wieczoru. Także tych o „życiu pośród wilków” i o instytucji, w której można szybko dotrzeć na szczyt i równie szybko spaść na dół bez względu na umiejętności, poglądy i strategie działania. Wszyscy są tutaj nieprzeciętnymi fachowcami o nieprzeciętnej inteligencji i sile przebicia, ale wszyscy przegrywają w końcu z utrzymywanym przez siebie przy życiu systemem.

Widz przeżywa ten wieczór z pozycji obserwatora. Spektakl porusza nie uczucia, ale intelekt odbiorcy. Teatr Veiela zaliczany jest do nowego teatru dokumentalnego, ale wywołany poprzez niego u odbiorcy dystans do scenicznej akcji przywodzi także na myśl teatr Bertolta Brechta. Reżyserowi „Das Himbeerreich” obcy jest wprawdzie dydaktyzm twórcy teatru epickiego, ale i jego celem jest analiza teraźniejszości i dążenie do jej przemiany, do wprowadzenia większej sprawiedliwości społecznej. Veiel ufa kompetencjom swoich widzów, dlatego dzieli się z nimi jedynie własną wiedzą bez pouczania i wskazywania palcem. Zwraca uwagę na dostrzeżone przez siebie mechanizmy i powiązania świata finansowego z polityką, gospodarką czy współczesnymi formami demokracji. Pozwala widzom na wyrobienie sobie własnego zdania na podstawie faktów. Może dlatego udaje mu się uaktywnić wielu z nich bez agitacji. A może porusza ich, gdyż podejmuje tematy, które wywołują w Niemczech wiele niepokoju.
Zdumiewające jest widzieć, jak po skończonym spektaklu olbrzymia część publiczności idzie prosto z widowni do sali, w której zapowiedziano rozmowę z reżyserem i finansowymi ekspertami. Panuje ścisk, wiele osób stoi, jest późno, środek tygodnia, mimo tego zainteresowanie dyskusją jest ogromne. Tę część wieczoru można nazwać teatrem Brechta, gdyż właśnie tutaj udzielane są dodatkowe objaśnienia, sugerowane możliwe rozwiązania, poddawane sugestie i rady. Ale nie tylko siedzący na podium zabierają głos. Teatr jako ośrodek kształcenia w formie dyskusji z publicznością to nowa, coraz popularniejsza tendencja w niemieckim teatrze. Przeważnie takie imprezy są samodzielne a nie połączone z przedstawieniem teatralnym. Dla A.Veiela owa dodatkowa część wieczoru odgrywa ważną rolę. Nie chce on zostawiać widza z uczuciem, że nie da się niczego zmienić. Veiel nie wzywa do udziału w ulicznych protestach, ani do rewolucji. Proponuje raczej dążenie do korekty obecnego stanu rzeczy w oparciu o możliwości, jakie daje demokracja. Rozwiązania istnieją, mówi na spotkaniu reżyser, trzeba tylko aktywnie z nich korzystać.

Publikacja: "Teatr" Nr 5/2013